Włodawa. Po tym, jak 17-latek rozpylił gaz na korytarzu swojej szkoły, osiem osób trafiło do szpitala. Gimnazjaliście grożą trzy lata więzienia.
Chwilę później do szkolnej higienistki trafiły dwie dziewczyny. Zaczęły wymiotować. Dyrektor natychmiast zarządził ewakuację. - Wezwaliśmy straż pożarną - mówi Telepko. - A pięć osób z objawami zatrucia karetka zabrała do szpitala.
- Na miejsce pojechały trzy jednostki straży pożarnej, pogotowie ratunkowe i policja - mówi Wojciech Szlechta, rzecznik komendanta powiatowego Państwowej Straży Pożarnej we Włodawie. - Jeszcze w czasie ewakuacji zaczęliśmy wietrzyć pomieszczenia.
Strażacy próbowali zidentyfikować gaz. Na miejscu nie udało się jednak ustalić, co to była za substancja. - Najprawdopodobniej był to gaz pieprzowy lub inny drażniąco-łzawiący, używany m.in. do samoobrony - dodaje Szlechta. - Policja pobrała próbki do analizy chemicznej.
Już chwilę po zakończeniu akcji ratunkowej policjanci zatrzymali sprawcę całego zamieszania. Do rozpylenia gazu przyznał się 17-letni Jakub Ś.
- Powiedział, że rozpylił gaz dwukrotnie: w świetlicy i na korytarzu budynku - mówi Andrzej Wołos z włodawskiej policji. - Wskazał także miejsce, gdzie wyrzucił pojemnik po gazie. 17-latek został zatrzymany.
Wieczorem kolejne trzy osoby zgłosiły się do izby przyjęć włodawskiego szpitala. Lekarze zatrzymali na obserwacji piątkę dzieci. Ich życiu nie zagraża niebezpieczeństwo. Wczoraj swoich uczniów odwiedził dyrektor szkoły. - Byli weseli, wyglądali na zdrowych - mówi.
Prokuratura postawiła dzisiaj siedemnastolatkowi zarzut narażenia osób na utratę życia lub zdrowia. Grozi mu za to do trzech lat więzienia. Ale nie tylko. - Razem z radą pedagogiczną będziemy rozważać karę dla tego ucznia - mówi dyrektor szkoły. - Może to być nagana, a nawet karne przeniesienie do innej szkoły.