Gwałciciel niedawno opuścił więzienie. Policjanci muszą śledzić każdy jego krok. Przez całą dobę stoją przed jego domem.
Historię opisał Super Tydzień Chełmski. 33-latek urodzony w Siedliszczu powrócił do miejscowości Koza Gotówka (pow. Chełmski). Wcześniej odbywał karę w więzieniu w Chełmie. Został skazany m.in. za gwałt na 14-latce i stosowanie przemocy wobec niej.
Jak informuje Super Tydzień Chełmski mężczyzna musi być pod obserwacją przez 24 godziny na dobę. Przed jego domem stoi nieoznakowany samochód mundurowych. Sytuacja trwa już od dwóch miesięcy. Policjanci muszą śledzić każdy krok 33-latka. Gdy wychodzi na zakupy jadą za nim. Wszystko przez to, że mężczyzna może być nadal niebezpieczny. Sąd uznał, że może stwarzać zagrożenie dla innych osób.
Mimo nadzoru niektórzy mieszkańcy mają obawy w stosunku do gwałciciela. - Mam córki, boję się o nie. Nie chcę rozmawiać o Kamilu, bo jeszcze będzie się mścił - mówi Super Tygodniowi Chełmskiemu mieszkanka miejscowości.
Kamil P., mężczyzna, który jest obserwowany przez policję tłumaczy. - W życiu bym dziecka nie skrzywdził. Pisali o mnie różne rzeczy, ale nie zgwałciłem 14-latki - mówi tygodnikowi.
Chodzi o sprawę z 2 marca 2012 roku. 14-latka znalazła się na imprezie z koleżanką. był tam również Kamil P. Kiedy chciały wyjść mężczyzna stanął na drodze. Chciał się całować z Dominiką. Kiedy odmówiła zaczął jej grozić nożem. Nie pomogło. Wtedy miał ją zranić. Nie pozwolił wyjść drugiej koleżance - Monice. Najpierw miał ją zmusić do rozebrania. Potem poszli do jego domu. Z zeznań wynika, że tam doszło do gwałtu. Na drugi dzień również miało dojść do gwałtu. Tym razem w opuszczonym budynku, gdzie Kamil P. kazał iść nastolatce. Potem mężczyzna zabrał Monikę do jego domu. Tu znów miało dojść do gwałtu.
Kamil P. zaprzecza. Przyznał się tylko do kradzieży telefonu innego mężczyzny i szarpaniny. Mężczyzna tłumaczy, że 14-latka sama chciała odbyć stosunek, ale do niczego nie doszło.