Lekarze rodzinni w ostatnich dniach nie narzekają na brak pacjentów, narzekają za to na ich niefrasobliwość. Chorzy, zgłaszając się na wizytę, nie przynoszą ze sobą książeczek usług medycznych. Powinni to robić, o ile takie dokumenty w ogóle posiadają. Bo nie wszyscy je dostali.
Niestety, tak, ponieważ bez nich lekarze są zmuszeni do wypełniania dodatkowych dokumentów. To znacznie wydłuża wizytę i przysparza niepotrzebnej pracy. Prawdą jest jednak także i to, że nie wszyscy pacjenci takie książeczki posiadają.
– Są rejony w naszym kraju, gdzie są książeczki i takie, gdzie ich nie ma – mówi Elżbieta Lasota, rzecznik lubelskiego oddziału NFZ. – Nie ma ich na przykład w Lublinie. To, gdzie zostały wydane zależało przede wszystkim od pieniędzy. Jeśli np. samorząd partycypował w wydaniu dokumentów, można je było wydrukować. Jeśli pieniądze się nie znalazły, pacjenci książeczek nie dostali.
Lasota dodaje, że te różnice powinny zniknąć do przyszłego roku, ponieważ NFZ pracuje nad wprowadzeniem jednolitego Rejestru Usług Medycznych. Wtedy każdy pacjent będzie posługiwał się takim samym dokumentem, prawdopodobnie w formie karty chip. A co mają robić pacjenci do tego czasu, nosić książeczki czy nie?
– Jeśli je mają, to bezwzględnie tak – mówi Lasota. – Oprócz książeczki RUM, powinni zabrać ze sobą do lekarza książeczkę ubezpieczeniową. Oczywiście z aktualną pieczątką z zakładu pracy. Jeśli takiej pieczątki nie ma, warto postarać się chociaż o zaświadczenie, że pacjent pracuje. Z takimi dokumentami, żadna niemiła niespodzianka podczas wizyty u lekarza nie powinna się zdarzyć. •