Cztery godziny. Tyle przepracowała Marlena w jednym ze sklepów. Za darmo. Pracodawca uznał, że nic jej się nie należy, bo... tylko się szkoliła.
- Studiuję zaocznie - opowiada Marlena. - Pieniądze bardzo by mi się przydały. Dlatego zdecydowałam się poszukać pracy. Dowiedziałam się, że szukają ekspedientki do pracy w sklepie odzieżowym. Zgłosiłam się. Przyjęli mnie od razu. Na, jak to określił właściciel, okres próbny. Trwał zaledwie cztery godziny. Potem podziękował mi za pracę i powiedział, że oddzwoni. Do dziś się nie odezwał, ani nie zapłacił mi za przepracowane godziny.
- Dzięki "okresom próbnym” pracodawcy mają darmową siłą robotą - przyznaje Regina Pułkośnik, z Powiatowego Urzędu Pracy w Chełmie. Choć słyszała o takich praktykach, sama osobiście się z nimi nie zetknęła. - My mamy do czynienia z pracodawcami, którzy zgłaszają do nas zapotrzebowanie na konkretnego pracownika. Dokładnie ich sprawdzamy, a potem kontrolujemy, jak wywiązują się ze swoich obowiązków.
Na co dzień do czynienia z nieuczciwymi pracodawcami ma Państwowa Inspekcja Pracy. - Otrzymujemy takie skargi - mówi Krzysztof Sudoł, rzecznik Okręgowego Inspektoratu Pracy w Lublinie. - Jeśli są na piśmie lub zgłoszone bezpośrednio u nas i znamy dane osoby pokrzywdzonej, w ciągu miesiąca wysyłamy do pracodawcy inspekcje. Anonimy też bierzemy pod uwagę, ale wtedy są one dla nas tylko sygnałem, że w danej firmie źle się dzieje.
Sudoł dodaje, że praca bez umowy i za darmo jest niezgodna z prawem. - To zatrudnienie "na czarno” i w takich wypadkach Państwowa Inspekcja Pracy kieruje sprawę do sądu - mówi. - W przypadku, w którym obie strony, pracodawca i pracownik twierdzą, że umowa jest, tylko nie została jeszcze wydana, nakładamy grzywnę w wysokości do 2 tys. zł. Umowa powinna być sporządzona niezwłocznie, więc jest to też wykroczenie.