Większość pracowników Muzeum Chełmskiego wciąż nie chce się pogodzić z wynikiem konkursu na stanowisko dyrektora. Został nim Longin Tokarski, ostatnio szeregowy pracownik Działu Historycznego, przed kilkoma laty szef tej placówki.
- Wygrałaby, gdyby dwoje naszych przedstawicieli zagłosowało tak, jak zadecydowaliśmy na poprzedzającym konkurs zebraniu pracowników - mówi jeden z zawiedzionych muzealników. Tak on, jak pozostali w obawie przed ewentualnymi szykanami nie zgodzili się wypowiadać z imienia i nazwiska.
"Sposób głosowania Marka Kokosińskiego i Ewy Krawczyk stanowił naruszenie zasady przedstawicielstwa, która oznacza działanie w czyimś imieniu i zgodnie z wolą reprezentowanego” - czytamy w piśmie związkowców do prezydenta Grabczuka. W związku z naruszeniem tej zasady związkowcy odwołali Kokosińskiego, Krawczykową i Tokarskiego z funkcji pełnionych w Komisji Zakładowej. Mają im także za złe, że w tym składzie bez konsultacji z pozostałymi związkowcami zasugerowali swój udział w postępowaniu konkursowym. Uważają również, że postawa Kokosińskiego, jako członka komisji popierającego Tokarskiego nosiła cechy rewanżu koleżeńskiego wobec dotychczasowego podwładnego w Dziale Historycznym.
Adresowane do prezydenta stanowisko wobec postępowania konkursowego i powierzenia obowiązków dyrektora L. Tokarskiemu związkowcy przesłali także do wiadomości ministra kultury i sztuki, marszałka województwa lubelskiego oraz Zarządu Regionu Chełmskiego NSZZ "Solidarność”. Pierwsze zareagowało ministerstwo, które zwróciło się do Grabczuka o wyjaśnienie zarzutów postawionych przez związkowców.
- Nie wiem jak i na kogo kto głosował - mówi prezydent Grabczuk. Wiem natomiast, że w historii miasta nie zdarzyło się, by ktoś zmienił werdykt komisji konkursowej.