W jednej z jaskiń w Jurze Krakowsko-Częstochowskiej utkwił człowiek. By go wyciągnąć, ratownicy musieli błyskawicznie spuścić się na linach 15 metrów w dół. Ekipie z Chełma ta akcja wyszła na medal. Brązowy.
– Organizatorzy zaskoczyli nas niektórymi zadaniami – mówi Grzegorz Kobelski. – Szczególnie tym w jaskini. Na przygotowanie do wyciągnięcia na zewnątrz rannego grotołaza mieliśmy zaledwie 10 minut. Czas był liczony już od momentu, kiedy dotarł do niego pierwszy z nas.
– Pod ziemią pracowaliśmy, świecąc sobie latarkami – opowiada Piotr Korkosz. – Na powierzchnię wydostaliśmy się już nie przy pomocy goprowców, ale innym wejściem i o własnych siłach. Wraz ze sprzętem przeciskaliśmy się przez długi, ciasny korytarz. To było dla nas całkiem nowe doświadczenie.
Cała trójka zgodnie podkreśla, że w tego rodzaju zawodach chodzi głównie o zdobywanie nowych doświadczeń. Nigdy nie wiadomo, które z nich przydadzą się w codziennej pracy.
Korkosz i Kobelski już współpracowali ze sobą podczas podobnych sprawdzianów. Jakub Ciebiera dołączył do nich niedawno. – Praca w jaskini była niesamowitym przeżyciem – mówi Jakub Ciebiera. – Ale na mnie duże wrażenie wywarło także zadanie związane z działaniami tuż po wykolejeniu wagonu. W jednym namiocie pracowaliśmy z dwoma innymi zespołami. Strażacy donosili nam kolejnych rannych. Do nas należało opatrywanie ran i kwalifikowanie do odpowiedniego szpitala. Jurorzy bacznie nas obserwowali. Zwracali uwagę głównie na to, czy z potrafimy współpracować z innymi drużynami.
Otwarte Mistrzostwa Śląska to zarazem eliminacje do Mistrzostw Polski. Kilka miesięcy temu inna chełmska drużyna podczas podobnej imprezy w Szczyrku również zdobyła trzecie miejsce i prawo wzięcia udziału w MP.
– Jesteśmy w stanie wysłać na mistrzostwa dwa zespoły ratowników – mówi Waldemar Fiuk, szef Stacji Ratownictwa Medycznego w Chełmie. – Ale na podobne mistrzostwa szykują się jeszcze drużyny z Włodawy i Krasnegostawu. Życzę im jak najlepiej, ale jak też się zakwalifikują, to będę miał twardy orzech do zgryzienia.