Stare telewizory, pralki, lodówki, wersalki. Do tego worki z domowymi odpadkami. Wszystko to można znaleźć w lasach.
- Najgorzej jest w sąsiedztwie miasta i wzdłuż ruchliwych szlaków komunikacyjnych - mówi Mirosława Ślipińska z Nadleśnictwa Chełm. - Nasze lasy zaczęliśmy sprzątać już przed wielkanocnymi świętami. Przyznaję, że nie jest to łatwe.
Do usuwania śmieci nadleśnictwa zazwyczaj angażują prywatne zakłady usług leśnych. A to kosztuje. Tylko w ubiegłym roku Nadleśnictwo Chełm za zebranie i przewiezienie na wysypisko w Srebrzyszczu 200 metrów sześciennych odpadów musiało zapłacić im blisko 20 tys. zł. Nic nie wskazuje na to, by w tym roku była to mniejsza kwota.
- Niemal nie sposób przyłapać śmieciarza na gorącym uczynku - mówi Dariusz Rubik, strażnik leśny. - Niemniej jednak mamy swoje sposoby, aby zidentyfikować osobę, która się ich pozbyła. Czasami wystarczy pogrzebać w śmieciach, aby znaleźć na przykład kopertę czy rachunek z adresem śmieciarza.
Dzięki takiej praktyce strażnikom leśnym z Nadleśnictwa Chełm udało się już ukarać dwie osoby, którym udowodnili pozostawienie śmieci w lesie. Wandale dostali 500-złotowe mandaty. Gdyby ich nie przyjęli, za śmiecenie musieliby odpowiadać przed sądem.
W chełmskim nadleśnictwie pieczę nad 23 tys. ha lasu sprawuje zaledwie trzech strażników. Nie są w stanie być wszędzie. Tym bardziej że śmieci są wywożone do lasu zwykle pod osłoną nocy.
- Na szczęście, zjawisko zaśmiecania lasów nie urosło jeszcze do takiej skali, aby wymagało interwencji Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Lublinie - mówi Andrzej Marzęda, naczelnik Wydziału Ochrony Lasów. - Usuwanie śmieci to rutynowy obowiązek nadleśnictw, które różnie sobie z tym radzą. Im dalej od dużych miast i szlaków komunikacyjnych, tym problem jest mniejszy.