Kazimierz S., 49-letni mieszkaniec Hruszowa (gm. Rejowiec), łowczy lubelskiego Koła PZŁ, śmiertelnie postrzelił się w samochodzie. Policja ustala okoliczności wypadku.
(gm. Krasnystaw) młodzi rowerzyści zauważyli w zaparkowanym małym fiacie rannego mężczyznę. Jeden z nich natychmiast wezwał na pomoc ojca. Kiedy ten swoim samochodem podjechał do malucha, usłyszał strzał. Ranny mężczyzna postrzelił się po raz drugi. Mimo to nadal żył. Z rozległymi obrażeniami jamy brzusznej został przewieziony karetką pogotowia do krasnostawskiego szpitala. Wkrótce jednak zmarł.
Kazimierza S. w rejon Czarnoziemu wezwali mieszkańcy okolicznych wsi. Liczyli, że odstrzeli wałęsające się po okolicy lisy, podejrzane o wściekliznę. – Zabezpieczyliśmy do badań broń zmarłego, a jego samochód odprowadziliśmy na policyjny parking – mówi Zbigniew Błotniak, oficer prasowy komendanta powiatowego policji w Krasnymstawie. – Prokurator zarządził sekcję zwłok.
Stanisław Sosiński, łowczy okręgowy PZŁ w Chełmie, nie chce jeszcze komentować tej tragedii. – Raz w roku wszystkich myśliwych obowiązuje przestrzelanie posiadanej broni – mówi łowczy Sosiński. – Jest to połączone z drobiazgowym przeglądem technicznym. Ponadto zajęciom na strzelnicy towarzyszy obowiązkowe dodatkowe szkolenie w zakresie bezpieczeństwa na polowaniach i posługiwania się bronią. Kto się temu nie podda, nie ma prawa uczestniczyć w łowach.
Zgodnie z zasadami, w broni przewożonej w samochodzie nie może być naboju w lufie. Kazimierz S. w aucie przewoził tak zwaną kniejówkę, czyli broń wyposażoną w lufę gładką i drugą gwintowaną.