Około stu pielęgniarek i osób z personelu pomocniczego wzięło dzisiaj urlopy na żądanie. Zapowiadają, że jeśli nie dostaną podwyżek, rozpoczną strajk generalny.
Szpitalne organizacje związkowe, poza tymi skupiającymi lekarzy, żądają podwyżek wynagrodzenia dla pielęgniarek o 700 zł, a dla pracowników pomocniczych o 500 zł.
Tymczasem dyrekcja zaproponowała pielęgniarkom po 100 zł w formie dodatku ale tylko przez sześć miesięcy. Personelowi pomocniczy nie może liczyć na żadne podwyżki.
- Taka jałmużna jest dla nas nie do przyjęcia - mówi Stachniuk. - Jeśli dyrektor nie podejmie z nami negocjacji, to w najbliższą środę przystąpimy do strajku generalnego.
Co na to Mariusz Kowalczyka, który od niedawna pełni obowiązki dyrektora szpitala?
- Jak tylko objąłem to stanowisko to natychmiast spotkałem się z przedstawicielami wszystkich szpitalnych związków zawodowych - mówi. - Zaproponowałem konkretne przedsięwzięcia, które mogą przynieść oszczędności, czyli pieniądze na podwyżki płac. Niestety wszystkie zostały odrzucone.
Z funduszy NFZ przeznaczonych na wynagrodzenia 60 proc. trafia do 120 lekarzy. Resztą musi się podzielić blisko 900 pracowników.
Pracownicy szpitala protestują, a pacjenci cierpią. - Od rana czekałam ze skierowaniem na oddział ratunkowy i nikt się mną nie interesował - mówi starsza kobieta z Rejowca Fabrycznego.
- Usłyszałam jedynie, że na oddziale nie ma pościeli, jedzenia, ani pielęgniarek. Jedyny lekarz, który miał dyżur, był tak zabiegany, że nie sposób było z nim porozmawiać. Źle się czułam i nikt nie chciał mi pomóc. (bar)