Rozmowa z dr hab. Waldemarem Bednarukiem, historykiem, prawnikiem i literatem z KUL.
Czytaj Dziennik Wschodni bez ograniczeń. Sprawdź naszą ofertę
• Na rynku ukazała się właśnie pana pierwsza powieść „Kurier ze Stambułu”. Co sprawiło, że naukowiec zwrócił się ku literaturze?
– To do pewnego stopnia zasługa mojej żony. Doceniła moją lekkość pióra i namówiła mnie do pisarstwa adresowanego do szerszego od akademickiego kręgu odbiorców. Pomógł mi w tym także mój dziekan, który jeszcze w 2008 r. namówił mnie do napisania historycznego dramatu. Efektem był osadzony w realiach epoki Jana III Sobieskiego utwór zatytułowany „Agnieszka przed Trybunałem”. Tytułowa Agnieszka to chłopka podająca się za szlachciankę, która nie rozwodząc się zmieniała mężów na coraz bogatszych jak rękawiczki. W końcu została skazana na ścięcie. To samo spotkało także bohatera kolejnego mojego dramatu „Reasumpcja Trybunału Koronnego”. Na utratę głowy zasłużył sobie wymuszając przemocą wybranie go na sędziego. Agnieszka i samozwańczy sędzia to postacie autentyczne.
• Od dramatu był już tylko krok do powieści?
– „Agnieszka przed trybunałem” była już wielokrotnie wystawiana. Obecnie prezentują ją studenci prawa Uniwersytetu Warszawskiego. A jesienią wystawią ją studenci chełmskiego Uniwersytetu Trzeciego Wieku. Oczywiście bardzo mnie to cieszy. Z drugiej jednak strony w dzisiejszych czasach dramaty źle się sprzedają. Dlatego w końcu zdecydowałem się na powieść.
• Jak na historyka przystało i tym razem osadził pan akcję w realiach historycznych?
– Rzecz dzieje się w schyłkowej epoce stanisławowskiej. Do kraju wraca konfederat barski Marcin Trzciński. Towarzyszy mu przyjaciel, Hiszpan Pedro, który nie może nadziwić się polskim instytucjom i ustrojowym rozwiązaniom. W Lublinie odwiedzają teatr, w którym dwugodzinne spektakle przeciągają się do ośmiu godzin. Dzieje się tak, ponieważ ten teatr z upodobaniem odwiedzają sędziowie miejscowego Trybunału. Obecni na sali podsądni chcąc wkupić się w ich łaski przerywając spektakl wznoszą na ich cześć toasty. Oczywiście służba rozdaje i napełnia kieliszki całej widowni. Zgodnie z polskim obyczajem sędziowie też nie od macochy, a więc i oni czują się zobowiązani wznieść toast za zdrowie i pomyślność tego, który tak ich uhonorował. Sami aktorzy nie są przeciwni tym przerwom, gdyż są za nie sowicie wynagradzani. Ta praktyka jest udokumentowana w źródłach historycznych, do których udało mi się dotrzeć.
• A jaką rolę w powieści pełni tytułowy kurier ze Stambułu?
– Zdradzę tyle, że ten kurier ma dostarczyć Stanisławowi Poniatowskiemu dokumenty z kancelarii Katarzyny II wykradzione i odkupione przez Turków. Dotyczą one spraw polskich i są też świadectwem prawdziwego, czyli lekceważącego stosunku carycy do dawnego kochanka. W ten sposób Turcy chcą przeciągnąć naszego króla do koalicji antyrosyjskiej. Oczywiście Rosjanie robią wszystko, aby dopaść kuriera i odebrać mu dokumenty. Dodam jeszcze, że akcja powieści toczy się od Stambułu z jego przepychem słabnącego imperium, poprzez pełen intryg Wersal Ludwika XVI i Petersburg Katarzyny Wielkiej, aż do Gdańska, Warszawy i Lublina czasów stanisławowskich. Poza opisami autentycznych postaci i ich przygód, instytucji i obyczajów epoki całości dopełniają anegdoty i pikantne opowieści z życia sławnych ludzi.
• Gdzie można kupić pana książkę?
– Jest już dostępna w internecie i niedługo pojawi się także w wybranych księgarniach, na początek w Chełmie gdzie mieszkam.