Rodzice nie powinni wyprawiać pogrzebów własnym dzieciom. To nie powinno się było wydarzyć - mówili ludzie nad zalewem w Horodysku. Wszyscy czekali na jedno. Czy nurkowi uda się znaleźć ciało nastolatka, który godzinę wcześniej zniknął pod wodą.
Odwiedził babcię, a potem wybrał się z kuzynem nad zalew. Wszyscy wiedzieli, że nie można się tam kąpać, dlatego Przemek nie przyznał się, że idzie nad wodę. Powiedział, że zajrzy do ciotki.
- Jakiś czas później zadzwonili z policji. Powiedzieli, że wnuk się utopił - mówi babcia chłopaka. - Ja do tej pory nie wiem, co się stało. Jak to możliwe.
Okoliczności tragedii wyjaśnia policja. Wiadomo, że chłopak razem z kuzynem znaleźli się nad wodą między godziną 13 a 14. Przemek wskoczył do zalewu, ale już z niego nie wypłynął. Kuzyn pobiegł wezwać pomoc.
Na miejsce wezwano m.in. strażaków z Lublina ze specjalistycznym sprzętem. Po godz. 15 pod wodę zszedł nurek. Okoliczni mieszkańcy i rodzina 17-latka w napięciu czekali na brzegu.
- Nie wiem, co mogło się stać - mówi brat Przemka, Łukasz. - Przemek świetnie pływał. Może złapał go skurcz?
Kolejne minuty mijają, a ciała chłopaka ciągle nie udaje się znaleźć. - Już nie liczymy na cud - mówi ojciec chłopca. - To trwa za długo.
Najczarniejszy scenariusz sprawdza się o 16.40. Nurek daje znak, że znalazł ciało Przemka.
Nikt nie mówi, że chłopak mógł żyć, gdyby nie kąpał się w niedozwolonym miejscu. W takiej chwili jest tylko rozpacz najbliższych i współczucie obcych. - Nigdy już nie pozwolę przyjść tu moim wnukom - mówi jedna ze stojących na brzegu kobiet.
A ktoś inny dorzuca: Przecież tu już nieraz się topili, ale zawsze ratunek przychodził w porę. Aż do dziś.
Poruszeni tragedią rodziny ludzie mówią, że skoro jest zalew, to ktoś powinien go pilnować. Woda będzie kusiła zawsze. I zawsze znajdą się tacy, którzy mimo zakazu przyjdą się kąpać. Bo nikt w Horodysku nie ma złudzeń, że śmierć Przemka nie powstrzyma innych.