Gospodarze chełmskiego lodowiska skrócili je o kilkanaście metrów. Dlaczego? Bo musieli wyłączyć jeden z trzech agregatów.
- Od lat ślizgam się na tym lodzie i mam z tego wielką frajdę - mówi 18-letnia Janina. - Żałuję jedynie, że oprócz zmniejszenia powierzchni tafli, nic się na tym obiekcie nie zmieniło. Przydałaby się na przykład wygodniejsza szatnia, a może nawet mini barek z ciepłymi napojami. Dlaczego nie?
Zbigniew Mazurek, dyrektor MOSiR w Chełmie wyliczył, że dzięki wyłączeniu jednego z agregatów koszty utrzymania lodowiska zmniejszyły się o jedna trzecią. Zapewnia, że tak kierowany przez niego ośrodek, jak i władze miasta nie tracą tego obiektu z pola widzenia i będą w niego inwestować.
Prezydent Agata Fisz właśnie wystąpiła do Urzędu Marszałkowskiego w sprawie uwzględnienia chełmskiej ślizgawki w Programie Rozwoju Bazy Sportowej Województwa Lubelskiego.
Liczy na dotację rzędu 460 tys. zł. Miasto przy pomocy Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska gotowe jest wyłożyć drugie tyle, aby wymienić system mrożenia. Niebezpieczny amoniak miałby być zastąpiony glikolem.
Nieśmiało rozważana jest też koncepcja zadaszenia lodowiska. Problem jednak w tym, że aby to było możliwe, miasto musiałoby wygospodarować kolejny milion zł.
- A wyłączony agregat wciąż jest sprawny - zapewnia Krzysztof Szpringer, gospodarz lodowiska. - Teraz traktujemy go jako rezerwuar części zamiennych. Problem w tym, że po 20 latach użytkowania nie sposób naprawić już skorodowanych, stalowych rur, w których płynęła schładzająca taflę solanka.
Mazurek przyznaje, że ułożenie przed laty rur ze stali było błędem. Na szczęście pod pozostałą obecnie częścią lodowiska umieszczono już rury z plastiku, którym solanka nie szkodzi.