Na każdej przerwie przed szkolnym sklepikiem ustawia się kilkumetrowa kolejka. Nie po chipsy czy ciastka, ale marchewki.
- W ofercie mamy również jabłka oraz owoce cytrusowe - zachwala Andrzej Mrozowski, sprzedawca w szkolnym sklepiku. - Są też jogurty, mleko w różnych smakach oraz serki. Nabiał dostarcza nam "Biomlek”.
Na pomysł poszerzenia oferty handlowej wpadła dyrektorka szkoły. Zainspirował ją telewizyjny reportaż o zmianie nawyków żywieniowych amerykańskich uczniów. Emisja zbiegła się z rozpoczęciem w ZSO nr 3 realizacji programu ekologicznego dotyczącego zdrowego odżywiania.
- Miałam obawy, jak przyjmie się ten pomysł - przyznaje dyr. Danuta Makaruk. - Dlatego na początek zamówiłam tylko kilogram marchewki i taką samą ilość jabłek i bananów. Rozeszły się w ciągu jednej przerwy.
Następnego dnia na sklepowych półkach pojawiło się już pięć kilogramów karotki. I znów zniknęła w okamgnieniu. Obecnie uczniowie kupują około 8-10 kg marchwi, 3 kg jabłek i tyle samo cytrusów. - Spadła natomiast sprzedaż chipsów i drożdżówek. O jakieś 20-30 procent - dodaje Mrozowski.
Uczniowie, choć początkowo żartowali, że w miejsce szkolnego sklepiku powstał warzywniak, bardzo szybko zaakceptowali nową propozycję.
- A marchewka to istny hit. - chwali Klaudia Wasyńczuk z VI klasy. - Nie dojść, że zdrowa, to smaczna. Przy tym tania.
Jedna marchewka kosztuje 20 groszy. Tyle samo jabłko. Mandarynka jest o 10 groszy droższa. Dla porównania paczka chipsów - 1-1,20 zł. - Za tę cenę mogę mieć pięć, sześć marchewek - wylicza Paula Pasierb.
Młodsi uczniowie tak nie przeliczają. Kupują marchewkę, bo lubią. - Jest zdrowa, słodka i soczysta - mówi Ada Suprynowicz z I d. Jej koleżanka Karolina Stocka woli jabłka. A Ola Stelmaszczuk lubi chrupać i jedno, i drugie.
Marchewka, która trafia do szkolnego sklepiku, ma wszystkie niezbędne certyfikaty. Zanim znajdzie się na półkach, panie pracujące w szkolnej kuchni, skrobią ją i myją. - Na każdej przerwie jest nowa dostawa - wyjaśnia dyrektor.