W chełmskim szpitalu z kasy zapomogowo-pożyczkowej Związku Zawodowego Pracowników Służby Zdrowia wyparowało około 40 tys. zł. Sprawa wydała się, kiedy kolejni związkowcy zażądali zwrotu swoich udziałów.
- Ludzi zrażał długi czas oczekiwania na pożyczkę - mówi jeden z członków zarządu związku. - Trzeba było czekać nawet ponad rok. W końcu okazało się, że pożyczek tych po prostu nie ma z czego wypłacać. Nasze konto okazało się puste. W tej sytuacji nie pozostało nam nic innego, jak powiadomić prokuraturę o nieprawidłowościach związanych z prowadzeniem kasy.
Problem jest tym bardziej skomplikowany, że przewodniczący związku Marek Sudak od dłuższego czasu jest już rencistą. Na urlopie przebywa też jego koleżanka, która zajmowała się zbieraniem składek i wypłatami pożyczek. Na placu boju pozostał jedynie Henryk Rycyk, zastępca Sudaka, który w tej sprawie zachowuje daleko idącą powściągliwość. - Tak jak pozostali związkowcy czekam na ustalenia prokuratury - powiedział Rycyk. - Nie chcę niczego komentować, ani nikogo oskarżać. Chyba mam do tego prawo?
Inny nasz rozmówca z zarządu związku podkreśla jednak, że wystąpienie do prokuratury dotyczyło zjawiska, a nie konkretnych osób. Niemniej jednak osobiście ma on żal do Sudaka, że odchodząc na rentę nie rozliczył się z organizacją,
ani nie zadbał o to, by ktoś zajął jego miejsce.
- Wielokrotnie na piśmie prosiliśmy przewodniczącego o spotkanie - mówi członek zarządu, który pragnął zachować anonimowość. - Wiemy, że odbierał nasze listy polecone, ale w żaden sposób na nie nie reagował. Nawet jego telefony milczą. Gdyby zachował się inaczej, może nie byłoby potrzeby uciekania się do pomocy prokuratury.
Członkowie zarządu już otrzymali wezwania na przesłuchania. - Przykro mi, że coś podobnego dzieje się w szpitalu - mówi jego dyrektor Marek Słupczyński. - Do tej pory bardzo ceniłem sobie współpracę ze wszystkimi siedmioma związkami, działającymi w naszej placówce. Wierzę, że to się nie zmieni. •
Pomimo starań, z przewodniczącym Sudakiem nie udało nam się
skontaktować