Kolejka po chleb, kuźnia przed Ratuszem, Stare Miasto już za ciasne, gra muzyka. To znaczy, że się zaczął Jarmark Jagielloński
Solidna pajda chleba ze smalcem plus kiszony ogórek – za 6 złotych. Bochenek 10 zł. I do tego trzeba po to wszystko stać w kolejce. Siedzieć wygodnie można przy stole rozstawionym koło Trybunału Koronnego ale tam trzeba pracować bo to miejsce warsztatów instrumentów z wikliny. Dorośli i dzieci starają się upleść coś co będzie przypominało tamburyn gdzie za brzękadła służą kapsle.
Jarmark Jagielloński trwa od kilku godzin a już może mówić o frekwencyjnym sukcesie, bo powoli nie da się przejść uliczkami Starego Miasta.
- Ile kosztuje ta mysia? – pyta chłopiec oglądający drewniane zwierzątka. – 15 złotych – słyszy. – A to nie, bo mam tylko 14 – mówi zawiedziony. Wołany przez właścicieli stoiska na ul. Złotej wraca i oczywiście transakcja zostaje dokonana, bo na jarmarku trzeba się targować.
Michał lat 8. i jego 10-letnia siostra Hania (na zdjęciu) przyjechali z rodzicami z Warszawy. Specjalnie na jarmark, na którym jeszcze nie zdążyli obejść wszystkich stoisk. – To był mój pomysł, żeby tu przyjechać bo jestem zakochana we frywolitkach a koronki są w tym roku na jarmarku najważniejsze – tłumaczy mama Michała, która już kupiła czarną frywolitkę. Cała rodzina będzie w Lublinie przez trzy jarmarkowe dni.
- Najchętniej ludzie kupują ptaki ale pierwszy na tegorocznym jarmarku poszedł zając – mówi żona rzeźbiarza Tadeusza Szulca. Przyjechali z Woli Korybutowej. – Jak zdrowie mężowi pozwalało to jeździliśmy także do Kazimierza ale teraz tylko na Jarmark Jagielloński. Zbieramy rzeźby przez całą zimę – dodaje. Najdroższe są pokaźne bociany za 100 złotych, małe koty, zające czy myszy są po 15 zł. Pan Tadeusz Szulc siedzi obok stoiska i można podpatrzeć jak powstają jego prace. – Mnie to nie przeszkadza – macha ręką pytany czy można zrobić mu zdjęcie.
Jarmark to miejsce gdzie nie działa kalendarz. Są twórcy ludowi robiący pisanki, kilka stoisk dalej można kupić sobie choinkowe ozdoby. Są ciepłe kapcie i słomkowe kapelusze.
Można spotkać dziewczynkę z gwiazdami betlejemskimi. – No właśnie, my już jesteśmy przygotowane do Bożego Narodzenia – żartuje opiekunka 8-letniej Mai. – Trzeba było pomalować gwiazdy farbami i naklejać ozdoby – tłumaczy dziewczynka, która przyjechała do Lublina z Grójca. Sądząc po palcach zabrudzonych farbą obie gwiazdy na jarmarkowych warsztatach ozdabiała sama. Młoda uczestniczka jarmarku ma napięty program, po warsztatach ze zdobienia gwiazd kolędniczych szła na wikliniarskie. W sobotę – nauka wycinanek.
I tu ważna informacja dla osób, które miały ochotę na udział w warsztatach przygotowanych w ramach jarmarku. Zapisy trwały bardzo krótko i miejsca zostały zarezerwowane. Teraz nie wszyscy z nich korzystają. Jeśli ktoś chce się czegoś nauczyć – niech przychodzi. Organizatorzy zapraszają chętnych jeśli mają wolne miejsca. No i zawsze jest co oglądać.
Nowością w tym roku są kurze koncerty. Jarmarkowa kura, najważniejszy symbol wydarzenia zaparkowała na placu Po Farze, koło wejścia na pocztę. Koło niej jest uliczna scena gdzie występują artyści. Dziś „Wokół kury” koncertowali goście z Wrocławia, kapela Timingeriu. W sobotę i niedzielę Teatr Makata.