Aż wierzyć się nie chce, że mamy w Lublinie jeden z najcenniejszych zabytków sztuki średniowiecznej w Europie.
Gdyby nie król– nie mielibyśmy też w naszym mieście takiej obfitości aniołów. Ani sceny zaśnięcia (nie wniebowstąpienia) Matki Bożej. To zaśnięcie do śmierci to najbardziej wzruszający fragment malowideł.
Kiedy w kaplicy zamkowej pojawił się Czesław Miłosz i zobaczył wydrapane na cennych freskach napisy, zakrzyknął: wandale. Dziesiątki wydrapanych liter i rysunków to „pamiątka” po posłach Korony i Litwy, którzy w 1569 roku słuchali tu mszy dziękczynnej z okazji podpisania Unii Lubelskiej. I „podpisali” się na ścianach.
W XVII w. malowidła były jeszcze w dobrym stanie. Kiedy w 1820 roku zamek zamieniono na więzienie – freski pokryto podbiałą i tynkiem. Freski przypadkiem odkrył malarz Józef Smoliński, odkryciem zainteresowała się carska komisja archeologiczna z Petersburga. Tak zaczęła się historia najdłuższej konserwacji na świecie, trwającej praktycznie do dziś. W kaplicy jeszcze stoi rusztowanie.