Brawurowo nakręcony film o dziewczynach, które podczas wiosennych ferii, zanurzają się w świecie niekończącej się zabawy.
"Spring Breakers” wyszło spod ręki prowokatora i mistrza amerykańskiego niezależnego kina. Korine kusi widzów niezliczoną ilością ładnych biustów (dostał za to dodatkową gwiazdkę w niejednej recenzji), teledyskowym montażem, świetnie dobraną muzyką, obietnicą "wiecznych wakacji”. Jednocześnie kpi ze świata podkultury, który właśnie w ten sposób, tanim buntem, nihilizmem i konsumpcjonizmem, zwodzi nastolatków.
Im bliżej zakończenia tym film Korine'a robi się coraz bardziej nierealny, zamienia się w halucynację pełną przemocy. Można się czepiać, że traci też sens. "Spring Breakers” jest przewrotny, takie jest też jego zakończenie. Dziewczyny narobiły galimatiasu, ale nie spotka ich za to kara.
Rodzice nastolatków, którzy obejrzą "Spring Breakers” mogą wpaść w popłoch. Jeśli więc czytelniku chcesz jechać nad morze pod namiot to pytaj ich o zgodę przed seansem.