Śpiewający aktorzy to jeden z najtrudniejszych problemów w muzyce. Ich wokale są często kiepskie, a braki muzyczne starają się nadrabiać teatralizacją. Czy tak jest także w przypadkach Emmanuelle Seigner i Anny Chodakowskiej?
Emmanuelle Seigner – francuska aktorka, była modelka, od 1989 roku żona Romana Polańskiego – próbuje zrobić karierę piosenkarską od połowy lat 00. Wtedy nagrała album z Pierrem i Gil Emery pod szyldem Ultra Orange & Emmanulle. Na longplay złożyły się w większości ultranudne piosenki, utrzymane w gitarowych, alternatywnych, klimatach i bardzo słabo zaśpiewane przez odtwórczynię Michelle z "Frantica”.
"Dingue”, pierwsza solowa płyta długogrająca 43-letniej artystki, jest bardziej zróżnicowana stylistycznie, lżejsza i chwytliwa. Jest tu kilka naprawdę przyjemnych kawałków. Trudno powstrzymać się przed nuceniem, słuchając melodyjnego popcountry'owego numeru "Alone a Barcelone”. Nie sposób nie uśmiać się przy poprockowym "Qui etes-vous?”, kiedy Seigner pyta Polańskiego: "Co pan robi w moim łóżku?” (reżyser odpowiada: "Jestem wcieloną miłością").
Co najciekawsze, śpiew sławnej Francuzki już nie razi nieporadnością. Pytanie – czy to efekt jej pracy nad głosem czy zabiegów studyjnych?
Emmanuelle Seigner – "Dingue” (Columbia/Sony Music)
Anna Chodakowska na "Mszy wędrującego” (kompaktowa reedycja albumu z lat 80.) niby prezentuje się jak typowa śpiewająca aktorka, chętnie wykorzystująca teatralne środki wyrazu. Ale nie robi tak, by zatuszować niedostatki wokalne (śpiewa dobrze), lecz by zróżnicować całość formalnie. Zresztą ta całość to fonograficzna wersja spektaklu poetycko-muzycznego, a nie standardowy album z piosenkami.
Anna Chodakowska – "Msza wędrującego według Edwarda Stachury” (Polskie Nagrania)