Wszystkich fanów serialu „Wiktoria” od razu zapewniam: książka jest spójna z filmem i doskonale go uzupełnia. Nie ma lepszym historii niż te o władzy i miłości. I to jest właśnie taka opowieść.
To, że film i książka są ze sobą spójne właściwe nie powinno dziwić, gdyż autorką powieści jest Daisy Goodwin, która napisała scenariusz do serialu. Może dlatego trudno oprzeć się wrażeniu, że na książkę składają się całe, barwne sceny filmowe. Ale to dobre wrażenie, niezwykle sugestywne i oddające klimat opowieści.
Mamy więc młodziutką, bo zaledwie 18-letnią Wiktorię (Aleksandrynę), która z dnia na dzień musi sprostać roli królowej Wielkiej Brytanii. Nie ma łatwo, gdyż brakuje jej – co oczywiste – doświadczenia, ale przede wszystkim mądrych doradców, którym mogłaby zaufać. Co więcej, musi oprzeć się zręcznym manipulacjom despotycznej matki i jej przyjaciela, żądnego władzy Johna Conroya, a równocześnie udowodnić całemu dworskiemu otoczeniu, że potrafi samodzielnie rządzić.
Młoda królowa znajduje wsparcie u premiera Williama Melbourne (Lorda M.), który jest nie tylko doskonałym politykiem, ale niezwykle ujmującym i przystojnym mężczyzną… Lord M. zdobywa zaufanie Wiktorii, podbija jej serce, ale przede wszystkim staje się jej nauczycielem, mentorem, przewodnikiem po świecie prawdziwej polityki. Można powiedzieć, że pod jego skrzydłami królowa zarówno dojrzewa emocjonalnie, jak też dorasta do swojej politycznej roli. Choć wiedzie do tego droga wyboista, bolesna i pełna niespodzianek.
Ale właśnie dzięki temu dostajemy w efekcie portret pełnokrwistej kobiety; niezależnej, pewnej siebie, ambitnej, odważnej. Kobiety, która wie czego chce i wie, jak to osiągnąć. Zarówno w polityce, jak też w życiu uczuciowym.