Wydawnictwo Czarne
Jeśli są książki ratunkowe, to taką jest ten opasły tom. Będzie idealnym lekiem na skowyt „rany, nie mam co czytać”. Miesiącami można wracać do 700 stron tej specyficznej lektury.
Wspominając o tytanicznej pracy redaktorów miałam na myśli dwie faksymile – przykłady odręcznego pisma obu autorów – zamieszczone na końcu tomu. Oprócz maszynopisów musieli się zmierzyć także z takimi zapisanymi krzywym maczkiem karteluszkami.
Polski czytelnik dostaje jeszcze lepszą wersję amerykańskiego wydania, bo redaktorzy skorygowali wychwycone błędy. My mamy też bardziej rozbudowane przypisy, co jest istotne w gąszczu postaci i wydarzeń wysypujących się z kopert krążących między przyjaciółmi.
A o czym przez tyle lat pisali do siebie dwaj pisarze, ikony kultury, najbardziej znani przedstawiciele „beat generation”? No, trudno stwierdzić inaczej – o wszystkim! Już pierwszy list, jaki Allen wysłał w sierpniu 1944 roku do siedzącego w więzieniu na Bronksie Jacka daje pojęcie o jakości tej korespondencji.
List dotyczy między innymi tego, że nadawca zauważył jak ówczesna dziewczyna odbiorcy niosła mu do więzienia „Martwe dusze”. Co daje pretekst do wyszczególnienia własnej listy lektur (Austen, Dickens, w planach Bronte i książki o historii XIX-wiecznej Europy).
Cytaty w stylu tego z grudnia 1948 (Allen do Jacka): chcę się z Tobą zobaczyć. Czuję się z Tobą coraz swobodniej, teraz bardziej niż kiedykolwiek wcześniej, lepiej Cię wyczuwam – mam większą jasność, większe zaufanie. Będę w Paterson kilka tygodni. Czy wreszcie się pojawisz? - przewijają się z różną intensywnością. Bo mamy niezwykłą okazję prześledzenia tego wieloletniego związku dwóch niezwykłych przyjaciół. Oczywiście gdy ktoś się odważy i wsadzi nos w ten grubaśny tom na długie wieczory i noce.
Bo o poranku historie przesycone morzem alkoholu, dragami, zapachami: tanich pokoi, platform towarowych pociągów, wnętrz aut, nowojorskim kurzem i kurzem bibliotecznym – czyta się kiepsko.
Inni mogą sobie listy dawkować w dowolnych porcjach i dowolnym czasie. Robiąc przy okazji wycieczki równoległe w cytowaną twórczość Kerouaca i Ginsberga i przywoływanych przez nich autorów. Ale to zajęcie na całą zimę. A jak jeszcze ktoś w czasie lektury będzie chciał wczuć się choćby w klimat alkoholowy… Zimy zabraknie.
Lekturę odradzam obyczajowym purytanom, monogamistom, homofobom, wrogom amerykańskiej kultury i włóczęgostwa.
(agdy)