Znów nie udało się rozpocząć procesu byłego policjanta i trzech jego kolegów oskarżonych o wyłudzenia. Panowie nie stawili się w sądzie, a były mundurowy – mimo że ma taki obowiązek – nie melduje się regularnie na komisariacie
Proces byłego policjanta Grzegorza A. i jego trzech kolegów miał się rozpocząć na początku czerwca, ale oskarżeni nie stawili się w sądzie – zbyt późno odebrali wezwania.
Wczoraj ponownie nie pojawili się na sali rozpraw. Jeden z nich przedstawił zwolnienie lekarskie. Były policjant Grzegorz A. także był nieobecny. Okazało się też, że od maja nie stawia się na komisariacie chociaż obowiązuje go dozór policyjny. Powinien zgłaszać się raz w tygodniu, ale tego nie robi. Wczoraj sąd nie zgodził się na uchylenie dozoru. Sprawa została odroczona do połowy września.
Proces dotyczy czterech mieszkańców Lublina. Główny oskarżony to 50-letni Tomasz P., z zawodu murarz. Przed sądem odpowiadać będą też: Maciej K., Marek A. oraz Grzegorz A. Ten ostatni to były policjant, obecnie przedsiębiorca. W ostatnich wyborach samorządowych starał się o mandat miejskiego radnego z listy Platformy Obywatelskiej. Karierę w służbach mundurowych zakończył w 2007 na skutek postępowania prowadzonego przez policyjne Biuro Spraw Wewnętrznych. Sprawa dotyczyła wyłudzania odszkodowań za fikcyjne stłuczki.
Swoich ofiar mężczyźni szukali za pośrednictwem ogłoszeń w „Anonsach”. Tomasz P. i jego znajomi oferowali pomoc ludziom w trudnej sytuacji finansowej, w zamian za zabezpieczenie hipoteczne. – Przejmowali ich domy za ułamek realnej wartości – dowodzą śledczy.
Ewa K. z Lublina straciła warte 300 tys. zł mieszkanie przy ul. Niecałej. Szukała kogoś, kto pomoże jej w uzyskaniu kredytu hipotecznego. Oskarżeni obiecali jej pożyczkę w zamian za zabezpieczenie w księdze wieczystej nieruchomości. Przed spotkaniem u notariusza kazali kobiecie „nie zadawać zbędnych pytań i podpisywać wszystko, co trzeba”.
Z dokumentów wynikało, że panowie pożyczą kobiecie 300 tys. zł. Faktycznie jednak Ewa K. dostała tylko 10 tys. zł. Oskarżonym udało się skłonić ją do podpisania umowy sprzedaży mieszkania, a rok później kazali się jej wyprowadzić. Naliczyli jej jeszcze 12 tys. zł czynszu za bezumowne korzystanie z lokalu i odcięli prąd.
Z akt sprawy wynika, że swoje mieszkanie stracili również małżonkowie z ul. Niepodległości. Ofertę pożyczki znaleźli w „Anonsach”. Dodzwonili się do Tomasza P. Mieli dostać 40 tys. zł. Kiedy podpisali notarialne pełnomocnictwa, ich warte 170 tys. mieszkanie zostało sprzedane. Jeszcze w tym samym miesiącu usłyszeli, że mają się wyprowadzić. Jeden z nich miał również grozić kobiecie pobiciem, jeśli zawiadomi policję. Podczas śledztwa oskarżeni nie przyznali się do winy.