• Jak ocenia Pan obecną sytuację na rynku mieszkaniowym?
– Trudno ją określić jako dobrą i to zarówno dla inwestorów, jak i zainteresowanych kupnem swoich czterech kątów. Wprawdzie wydaje się, że powstała pewna równowaga po stronie popytu, jak i podaży, ale nic bardziej mylnego. Odnotowujemy coraz mniej osób zainteresowanych budową domu lub kupnem mieszkania, ale nie dlatego, że mają zapewnione potrzeby mieszkaniowe, tylko że nie mają pieniędzy. Właściwe urzędy wydają coraz mniej pozwoleń na budowę. Z kolei spółdzielnie mieszkaniowe oraz developerzy wykazują dużą ostrożność i nie rozpoczynają inwestycji, dopóki nie zbiorą odpowiedniej liczby zgłoszeń oraz funduszy. Klienci także są obecnie bardzo wymagający i wolą kupować mieszkania lub domu już wybudowane, które można dokładnie obejrzeć sprawdzić, niż oglądać wymarzony dach nad głową na planach architektonicznych.
• Do czego taka polityka może doprowadzić?
– Obawiam się, że na rynku może zabraknąć nowych mieszkań. Jeśli developerzy nie będą mieli pieniędzy na rozpoczynanie budowy, a ludzie nie będą chcieli wcześniej zaangażować swoich środków, to po prostu nie będzie inwestycji. Ratunkiem mogą być jeszcze banki. Jednak te, w ostatnim czasie nie bardzo chcą udzielać kredytów na tego typu inwestycje obawiając się zbyt dużego ryzyka. W takich układach może dojść do zastoju na rynku nowych mieszkań.
• Mniej nowych mieszkań na rynku przy rosnącym jednak popycie może przyczynić się do wzrostu ich cen...
Oczywiście. Wzrosną także ceny mieszkań na rynku wtórnym. Skoro na pierwotnym nie będzie za dużo M to zainteresowanie ludzi przeniesie się na mieszkania już wcześniej używane.
• Jak kształtują się obecnie ceny mieszkań w Lublinie?
– Właściciele używanych mieszkań na rynku wtórnym wyceniają 1 mkw. w granicach 1,5–1,6 tys. zł. Natomiast w nowych M przeciętnie za 1 mkw. trzeba zapłacić 2,3 tys. zł. Oczywiście są to ceny średnie i w każdym konkretnym przypadku mogą być nieco wyższe, albo niższe. |Na tle kraju Lublin lokuje się wśród miast, w których obowiązują średnie ceny obok Białegostoku czy Rzeszowa.
• Mimo wszystko są to zbyt wysokie ceny dla mieszkańców Lubelszczyzny...
– Duży wpływ na lubelskie ceny mają koszty zakupu gruntów i doprowadzenia niezbędnych mediów. To one są bardzo wysokie. Koszty materiałów potrzebnych do wybudowania domu lub mieszkania są porównywalne z innymi miastami. W wielu przypadkach inwestycje są finansowane kredytami bankowi i ich obsługa także sporo kosztuje. W sumie wszystkie te czynniki kształtują ceny.
• Kiedy dojdzie do poprawy sytuacji w branży budowlanej?
– Jeżeli nastąpi widoczne ożywienie w gospodarce i spadnie ryzyko podejmowania strategicznych decyzji. Wówczas możemy spodziewać się pozytywnej zmiany. Jeżeli natomiast ożywienie nie nastąpi to pozostanie kilku silnych developerów, którzy będą próbowali dawać sobie jakoś radę. Istnieje także możliwość wejścia na rynek inwestora z Zachodu, który dysponuje odpowiednim kapitałem. Posiadane fundusze wsparte tanimi kredytami z tamtejszych banków pozwolą mu na prowadzenie działalności developerskiej. Polskie firmy natomiast mogą upaść i straci pracę spora grupa ludzi zatrudnionych w branży budowlanej.
•Co radziłby Pan młodym małżeństwom poszukującym dachu nad głową?
– O ile mają pieniądze powinni kupić mieszkanie na rynku wtórnym. Starsze lokum jest tańsze i nawet perspektywa wzięcia kredytu jest mniej groźna. Jak poprawi się ich sytuacja materialna będą mogli zamienić posiadane cztery kąty na inne, o wyższym standardzie i większym metrażu.
Rozmawiała Urszula Kieller