(fot. Archiwum Anny Kijek-Sanakiewicz)
Pracują, ale w inny niż dotychczas sposób. Z tego powodu dostają znacznie mniej pieniędzy niż dotychczas. Ich koszty jednak nie spadły. Właściciele niepublicznych żłobków, przedszkoli i szkół z niepokojem patrzą w przyszłość.
– Robimy wszystko, co w naszej mocy żeby nie stracić kontaktu z dziećmi i z rodzicami – mówi Grzegorz Gruza, właściciel prywatnego przedszkola „Entliczek Pentliczek”. – Kiedy przedszkole zamknięto, zaczynaliśmy na facebooku z 40-minutowymi live’ami. Były piosenki i zadania. Rodzicom przesyłaliśmy regularnie propozycje ćwiczeń i konkursów. Od środy dodatkowo prowadzimy zajęcia na platformie zoom proponując różne aktywności. Wszystko po to, żeby dzieci doświadczały substytutu normalności kontaktów z kolegami z grupy i z nauczycielami.
Regularne zajęcia prowadzi też Niepubliczne Przedszkole Artystyczne „Słonecznik” w Lublinie. – Wszyscy nasi pracownicy, nawet realizujący zajęcia dodatkowe np. balet, szachy czy integrację sensoryczną pracują nadal zdalnie – podkreśla Anna Skrzypek- Woźniacka, dyrektor ds. pedagogicznych.
Propozycji aktywności jest wiele. To m.in. publikacje różnych propozycji aktywności na fanpage’u przedszkola oraz codzienne zajęcia online dla wszystkich grup, regularnie wysyłane do rodziców maile z prezentacjami i kartami pracy. – Zajęcia indywidualne z dziećmi według normalnego harmonogramu w wybranej w konsultacji z rodzicami formie (elektroniczne listy, filmiki, webinary) realizują nasi specjaliści: neurologopeda, logopeda, terapeuci ręki, psycholodzy, pedagodzy, fizjoterapeuci i inni – wylicza Anna Skrzypek-Woźniacka.
Opłaty zostały
Takie zajęcia to dziś standard w niepublicznych placówkach. Nic dziwnego, że rodzice bardzo sobie takie zajęcia chwalą. – Dzieci bardzo tęsknią za normalnym rytmem dnia. Najbardziej brakuje im spacerów i wyjść do przedszkola – mówi Marta Skrzypek, mama 4-letniej Ali. – Regularny kontakt z przedszkolem jest dla nich w tej sytuacji bardzo ważny. Możliwość niemal bezpośredniego, bo przez internet, zobaczenia i porozmawiania z paniami i z dziećmi z grupy to dla nich coś bardzo istotnego.
Niemal identyczne opinie usłyszeć można od wszystkich rodziców. Różni ich natomiast podejście do opłat, które muszą teraz ponosić. – Mam dwóch synów uczęszczających do Niepublicznego Przedszkola Elfik. Gdy regularnie uczęszczali do placówki płaciłam średnio za pobyt każdego z nich około 700 - 800 zł miesięcznie (to całkowita opłata z zajęciami dodatkowymi i wyżywieniem - przyp. aut. ) – mówi Anna Kijek-Sanakiewicz.
Teraz siedzą w domu, ale opłaty zostały. Co miesiąc za każde dziecko trzeba płacić ok. 250 zł. – Nie wyobrażam sobie, by gdy skończy się pandemia, chłopcy do przedszkola nie mogli wrócić – przyznaje Kijek-Sanakiewicz. – Dlatego płacę czesne, bo bardzo zależy mi, żeby ta placówka przetrwała. Sama jestem przedsiębiorcą i prawdopodobnie w związku z koronawirusem będę musiała zawiesić działalność. Spadną więc dochody mojej rodziny, ale płacić za przedszkole będziemy. Dla mnie to oczywiste, że w sytuacji, w jakiej się znaleźliśmy jakieś koszty muszę ponieść, żeby wspaniali pracownicy przedszkola mogli dostawać wynagrodzenie.
Inni rodzice są mniej wyrozumiali. – Nasza sytuacja finansowa w związku z epidemią bardzo się zmieniła. Mąż nie ma żadnych zleceń. Ja pracuję tylko na pół etatu. Siedzimy z dziećmi w domu i to my musimy zapełnić im czas. Nie rozumiem, dlaczego w tej sytuacji mam płacić czesne – denerwuje się mama ucznia jednego z niepublicznych przedszkoli w Lublinie i przyznaje, że zastanawia się nad wypisaniem dziecka z zajęć, by nie ponosić kosztów. Mówi, że „gdy sytuacja uspokoi się” będzie mogła go przecież znów zapisać do tej samej lub innej placówki. – Oboje z mężem pracujemy zdalnie jednocześnie opiekując się dziećmi, dlatego pracujemy mniej efektywnie. Już teraz wiem, że zarobimy przez to mniej więcej o połowę mniej niż zwykle. Uważam, ze przedszkole nie powinno pobierać za ten czas żadnych opłat. W końcu usługi nie świadczy, bo kontakt przez intrenet to jednak nie jest to samo.
Dotacja to nie wszystko
Dlaczego placówki niepubliczne pobierają czesne? Podczas gdy szkoły publiczne otrzymują całość dotacji ministerialnej przypadającej na każde dziecko, oni otrzymują tylko jego część. Dotacja to kropla w morzu potrzeb np. podczas gdy koszt utrzymania dziecka w żłobku to grubo ponad tysiąc złotych, dotacja żłobkowa to 400 zł. Dlatego placówki są zmuszone pobierać opłaty od rodziców. Teraz, w związku z przeniesieniem zajęć do sieci, te dodatkowe opłaty chcą obniżyć. Każda placówka może pozwolić sobie na inne ulgi, bo każda znajduje się w innej sytuacji i ma inne potrzeby. Niektórzy dysponują własnym lokalem. Ktoś inny spłaca kredyt na nieruchomość. Jeszcze inny pomieszczenia wynajmuje. Niektóre placówki funkcjonują wiele lat na rynku, inne dopiero zaczęły działalność i właściciele do nich dokładają.
– Nasza sytuacja jest krytyczna – przyznaje Aneta Kędzierska, współwłaścicielka Niepublicznych Przedszkoli i Żłobka „ELFIK” w Lublinie.
– W związku z epidemią dzieci nie uczęszczają do placówek. Dlatego obniżyliśmy czesne w przedszkolu o 20 proc., a w żłobku o 30 proc. Najwyższe czesne w przedszkolu będzie teraz wynosić ok. 340 zł miesięcznie. Całkowicie z opłat zrezygnować nie możemy, bo mamy stałe opłaty, takie jak wynajem lokalu, pensje pracowników i pochodne wynagrodzeń oraz media, które tylko częściowo pokrywa dotacja. Pozostałą część pokrywamy z wpłat rodziców. Są to jedyne źródła, z których utrzymują się nasze placówki.
– Musimy dać radę – mówi Grzegorz Gruza. – Robimy co możliwe by przetrwać. Obniżyliśmy teraz czesne o 50 proc. Mamy nadzieję, że to wystarczy. Nie będzie łatwo, bo stałe opłaty pozostały.
Jak to dalej z nami będzie
– Bez czesnego nie mamy szans na przetrwanie. Żadnych. Z pewnością pomogłoby placówkom podwyższenie dotacji, choćby czasowe, które dałoby możliwość obniżenia opłat rodzicom. Większość placówek z różnych względów nie załapie się na tzw. tarczę antykryzysową, bo zatrudnia więcej niż 9 pracowników. Kryteria dotyczące pozostałych form są nie do spełnienia – mówi Karolina Rutkowska, managerka Żłobków WOLNE DZIECI oraz dyrektor Przedszkola Niepublicznego Akademia Przygody w Panieńszczyźnie.
– Większość rodziców rozumie trudną sytuację placówek, ale są też tacy, którzy płacić nie chcą, choć prawo stoi po stronie funkcjonującej, a nie zamkniętej przecież placówki. Jest też grupa rodziców, którzy nagle znaleźli się w bardzo trudnej sytuacji i nie są w stanie zapłacić czesnego. Dlatego uwzględniając i takie przypadki naprawdę trudno jest oferować odgórnie rabaty dla wszystkich. Nie pomaga szum medialny i wrzucanie wszystkich placówek do jednego worka. Każda placówka ma zupełnie inną sytuację finansową, ale też ma inny pomysł na gotowość do świadczenia usługi lub po prostu świadczenia usług zdalnie.
– Dlatego na razie nie wiemy, jak to dalej z nami będzie – przyznaje Marek Czarnecki, który prowadzi 22 placówki oświatowe na terenie naszego województwa, w tym żłobki, przedszkole i Liceum Śródziemnomorskie w Lublinie oraz szkoły dla dorosłych. – Wszystko będzie zależeć od tego, czy będzie dotacja będzie przekazywana w pełnej wysokości. Wtedy nawet bez czesnego, wiele z naszych firm, jakoś sobie pogodzi. Jeśli będą próby zmniejszenia wysokości, a przecież samorząd Lublina z taką prośbą już raz wystąpił, to wielu z nas podejmie lub mocno się zastanowi czy nie zawiesić działalności, bo dalsze funkcjonowanie będzie się wiązało z wchodzeniem w coraz większe zobowiązania, których nie jest w stanie opłacić.
Teraz zamknąć nie można
– Sytuacja w jakiej znalazły się zarówno placówki oświatowe jak i żłobki jest naprawdę bardzo trudna. Placówki te nie zostały zamknięte, ale została czasowo ograniczona możliwość stacjonarnego świadczenia opieki – tłumaczy Karolina Rutkowska. – Zarówno instytucje oświatowe jak i żłobki na mocy prawa, oprócz opieki świadczą również usługi wychowawcze i edukacyjne. O ile opieka w zaistniałych okolicznościach nie jest możliwa, to wychowanie i edukację większość placówek wykonuje zdalnie: czyli tak, jak w obecnej sytuacji jest to możliwe.
Rutkowska tłumaczy, że umowa o świadczenie usług w placówkach oświatowych i przedszkolach jest umową starannego działania. Do oceny wykonania umowy konieczne jest nie osiągniecie określonego rezultatu, lecz starania w celu osiągnięcia tego wyniku. I to właśnie placówki teraz robią: nagrywając filmy z zajęciami dydaktycznymi, muzycznymi i ruchowymi. Nauczyciele i opiekunki śpiewają piosenki, czytają książki. Wysyłają też propozycję zabaw plastycznych i innych. Podsyłają rodzicom linki do wydarzeń kulturalnych. Przede wszystkim są w stałym kontakcie z rodzicami, odpowiadają na pytania i wątpliwości. Nie bez znaczenia jest fakt, że placówki są realnie cały czas gotowe, żeby stacjonarnie przyjąć dzieci.
– Placówki są w gotowości, cały czas pracują, a to oznacza wypłaty wynagrodzeń – słyszymy w „Akademii Przygody”. – Placówki nie mogą się po prostu zamknąć i wysłać pracowników na postojowe. Placówki ponoszą olbrzymie koszty działalności. Pomijając wynagrodzenia stałego personelu, płacą również instruktorom zajęć dodatkowych o ile ci chcą je prowadzić zdalnie. Ponadto stale płacą czynsz i opłaty eksploatacyjne. Nawet puste pomieszczenia trzeba przecież o tej porze roku ogrzewać. Z jednej strony, zapewne placówki będą miały oszczędności na wodzie, z drugiej wydają gigantyczne sumy na środki do dezynfekcji.
Pomysł na przyszłość
– Fakt, że pracujemy i stanowimy równoważny element systemu oświaty pozwala nam wierzyć, iż nie będziemy potraktowani inaczej czy gorzej, lecz tak samo jak placówki publiczne i będziemy możemy liczyć na pełną kwotę dotacji oświatowej, gdyż od tego zależy nasze funkcjonowanie - być albo nie być naszych nauczycieli – mówi Anna Skrzypek-Woźniacka. – Rezygnując z części wpłat rodziców ograniczamy mocno swój budżet, co może stać się problemem dla utrzymania stałości zatrudnienia i naszego funkcjonowania. Wierzymy, iż jeśli sytuacja przedłuży się, gminy wesprą rodziców posiadających dzieci uczęszczające do przedszkoli niepublicznych w ten sposób, że przekażą również placówkom niepublicznym kwoty dotacji w takiej wysokości jak placówkom publicznym. Umożliwiają to przecież przepisy prawa. Wówczas rodzice będą mogli zostać całkowicie zwolnieni z opłat na czas zawieszenia pracy placówek. Byłaby to realna pomoc dla rodziców, którzy z tytułu epidemii też są często w trudnych sytuacjach.