Nie więcej niż 18 godzin pracy przy tablicy tygodniowo – tak wyglądać ma rekomendowany przez Związek Nauczycielstwa Polskiego protest włoski. Oznacza on m.in. brak klasówek, ale i szkolnych wycieczek. Sprawdziliśmy, czy rzeczywiście uczniów z województwa lubelskiego czeka luz.
Pod koniec ubiegłego roku nauczyciele w całej Polsce zaczęli głośno domagać się podwyżek. W grudniu wielu z nich zapadło z tego powodu na „belferską grypę”. Żeby pokazać, że są zdesperowani w walce o dodatkowe pieniądze, masowo przechodzili na zwolnienia lekarskie. Na początku kwietnia rozpoczął się ogólnopolski strajk oświaty. Tylko w Lublinie 8 kwietnia do akcji włączyło się 110 ze 155 placówek oświatowych prowadzonych przez miasto. W kolejnych dniach ich liczba spadła, ale w bardzo niewielkim stopniu. Ze strajkowania wycofała się jedynie część przedszkoli, w których przedszkolanki uznały, że wystarczy zasygnalizować solidarność z protestującymi kolegami, ale ważniejsze jest zapewnienie dzieciom pełnej opieki. Ostatecznie strajk został zawieszony w sobotę 27 kwietnia. Nauczyciele podwyżek nie dostali, ale w poniedziałek wrócili pod tablice.
– Rekomendujemy protest włoski: pracujemy tylko tyle, ile zobowiązują nas do tego przepisy prawa oświatowego i tylko w oparciu o to, co znajduje się w miejscu naszej pracy i co zapewnia nam pracodawca. Zawieszamy strajk, ale nie protest! Trwa spór zbiorowy! – zaapelował tuż przed rozpoczęciem lekcji Związek Nauczycielstwa Polskiego.
W województwie lubelskim propozycja nie spotkała się jednak z pozytywną reakcją pedagogów.
– Musimy walczyć o podwyżki, ale pomysł jest chybiony – uważa nauczycielka z V Liceum Ogólnokształcącego im. Marii Skłodowskiej-Curie w Lublinie. – Praktycznie każdego dnia przygotowuję w domu dla jakiejś klasy sprawdziany i kartkówki, albo je sprawdzam. Uczniowie na pewno byliby przeszczęśliwi, gdybym zrezygnowała z takiego sposobu oceniania, ale jest to zwyczajnie niemożliwe. Żeby móc wystawić ocenę końcową, muszę mieć przynajmniej trzy oceny cząstkowe. Nie ma możliwości wystawienia ich bez pisemnych sprawdzianów. Lekcji by zabrakło, żeby przepytać całą klasę.
– Brak sprawdzianów i pisemnych prac domowych byłby czymś, co na pewno zachwyciłoby uczniów, ale sprawiłoby że już w ogóle przestaną się uczyć. Na to pozwolić nie można zwłaszcza, że zbliża się koniec roku, a my musimy wręcz zwiększyć tempo pracy żeby nadrobić zaległości z tych kilku strajkowych dni. W naszej szkole do nadrobienia mamy sześć dni nauki – mówi nauczyciel Szkoły Podstawowej nr 45 w Lublinie.
Wielu nauczycieli, których pytaliśmy o opinie na temat strajku włoskiego przyznaje, że nie zamierza wziąć w nim udziału ze względu na planowane w maju i czerwcu szkolne wycieczki.
– Zrezygnować można z wyjścia do kina, ale nie z kilkudniowej wycieczki zaplanowanej pół roku wcześniej – uważa wychowawca ze Szkoły Podstawowej nr 51 w Lublinie. – Oprócz ogromnego rozczarowania dzieci oznaczałoby to, że przepadną pieniądze zapłacone już przez rodziców. A wycieczki szkolne nie są tanią rzeczą. Walcząc o pieniądze dla siebie nie możemy bezsensownie obcinać domowych budżetów innych osób.
– Strajk włoski to rezygnacja z zajęć dodatkowych, a to odbije się też na naszej kieszeni. Nasze dochody będą pomniejszone o dni strajku. Żeby to wyrównać nam wszystkim zależy przecież na jak największej ilości takich zajęć. Pomysł jest chybiony – uważa anglista z Lublina.