Rozmowa z psychologiem dr. Grzegorzem Katą z Zespołu Poradni nr 2 i Wyższej Szkoły Ekonomii i Innowacji w Lublinie.
• Zdalne nauczanie to dla uczniów…
– Na początku powiem, że moja opinia na ten temat jest trochę skrzywiona, bo nie pokazuje pełnego obrazu sytuacji. Niektórzy uczniowie radzą sobie bardzo dobrze. Ci, którzy zgłaszają się do nas, mają jednak z tego powodu duże problemy. Muszą szukać pomocy.
• Jakie to problemy?
– Pierwsza grupa to uczniowie, którzy korzystali już z pomocy poradni ze względu na np. trudności w relacjach rówieśniczych. Wiosenna fala pandemii była dla nich wybawieniem, bo zdalne lekcje owocowały zmniejszeniem lęku. Powrót do tradycyjnego nauczania we wrześniu był natomiast niezwykle silnym przeżyciem. Towarzyszące mu zjawisko niepokoju było tak silne, że często wymagało interwencji lekarskiej. Atakom paniki towarzyszył nie tylko przyspieszony puls, ale także omdlenia. Teraz, przy kolejnym zamknięciu, czują się lepiej. Ale przeżywają ciągłe napięcie związane z wizją powrotu do szkoły. Jest ono tym silniejsze, że nie wiedzą kiedy to ma nastąpić. Pomagamy im zrozumieć emocje, które nimi targają.
• A druga grupa?
– To osoby, które zgłaszają się do nas po raz pierwszy. Części z nich towarzyszy permanentne przemęczenie, którego doświadczają zresztą także dorośli. Już sam obowiązek codziennego włączenia komputera i nauki przed nim przez kilka godzin powoduje ogromną niechęć do urządzeń cyfrowych. Dla innych niemożność bezpośredniego kontaktu z rówieśnikami i nauczycielami skutkuje uczuciem smutku i przygnębienia.
• Możemy mówić już o depresji?
– To w każdym przypadku wymaga diagnozy, ale w potocznym rozumieniu, jeśli depresję rozumieć jako przeciągający się nastrój smutku – to jak najbardziej tak. Uczniowie zostali pozbawieni dotychczasowych, bardzo intensywnych kontaktów międzyludzkich. Wcześniej bezpośrednie rozmowy były wentylem bezpieczeństwa. Można było się wygadać, odwrócić uwagę od tego co boli, czuło się wsparcie kolegów. Teraz są rozmowy, ale prowadzone zdalnie, a więc pozbawione dynamiki przekazywania emocji. Ten kontakt nie jest taki sam.
• Jak pomóc uczniom?
– Robią to już nauczyciele, którzy w porównaniu z pierwszym okresem zdalnego nauczania ograniczają czas spędzany przez dzieci przy ekranie. Czas ekranowy zastępowany jest prośbą o zrobienie czegoś np. w książce i odesłania prac nie wykonywanych na komputerze. Co bardzo cenne część nauczycieli poświęca też 5-10 minut lekcji nie na realizowanie materiału, ale na zwyczajne rozmowy. Pytają, jak uczniowie się mają, co robią. Zmieniają się też same narzędzia online. Najpopularniejsza z używanych platform pozwala już usiąść uczniom obok siebie w wirtualnych ławkach, a to sposób na utrzymywanie dawnych relacji, choć w wirtualnej postaci.
• A co mogą zrobić rodzice?
– Dawać dzieciom emocjonalne wsparcie. Każda rodzina ma swoje sposoby na wspólne spędzanie czasu. Dla kogoś to będzie kolacja, a dla innych gry planszowe lub wspólne majsterkowanie. Ważne jest bycie ze sobą, rozmawianie, dzielenie się przeżyciami. Czyli robienie tego wszystkiego, co wcześniej było zadaniem nie tylko domu, ale i szkoły.