Ufałam jej. Byłam przekonana, że jest uczciwa – mówiła przed sądem kobieta okradana przez swoją pracownicę zatrudnioną w salonie jubilerskim. Oskarżona 42-latka miała przywłaszczyć kosztowności warte ponad 330 tys. zł.
Joanna D. i jej partner pracowali razem w jednej ze znanych firm jubilerskich. Kobieta zaczęła pracę w 2003 r. jako ekspedientka. Jej proceder wyszedł na jaw w roku 2017, gdy kierowała firmowym salonem w Lublinie. Kobieta straciła pracę i zyskała zainteresowanie prokuratury.
Śledczy ustalili, że w miejsce zabranej biżuterii 42-latka podkładała „zamienniki”, które przywoził jej chłopak, Marcin F. Oboje mieli również usuwać brylanty z pierścionków, by następnie zamieniać je na cyrkonie.
Przesłuchiwana kobieta przekonywała prokuratorów, że pierścionki z cyrkoniami nigdy nie trafiły do klientów. Miały być przechowywane w sklepowym magazynie. Joanna D. przekonywała, że wyciągała je tylko do inwentaryzacji. Śledczy nie wyjaśnili dokładnie, jak długo kobieta okradała firmę i do kogo trafiła przywłaszczona biżuteria.
Na trop nielegalnej działalności Joanny D. wpadła jej szefowa. Jej uwagę zwróciły nieprawidłowe oznaczenia oraz wygląd produktów wskazujący, że pochodzą one z niewiadomego źródła.
Przeprowadzona w salonie inwentaryzacja wykazała, że brakuje towaru wartego ponad 330 tys. zł. Część kosztowności odnaleziono w domu kobiety. Przyznała się do ich przywłaszczenia, natomiast jej partner zaprzeczył zarzutom. Obojgu grozi do 5 lat więzienia.
>>> Kominiarka na głowie, młotek w ręku i napad na kantor. Coś jednak poszło nie tak