Szczepionkę na grypę modyfikuje się co roku; to, czy taka konieczność będzie zachodziła w przypadku SARS-CoV-2 zależeć będzie od dynamiki mutowania koronawirusa i pojawiających się nowych wariantów – podkreślił w rozmowie z PAP dr hab. Piotr Rzymski z UM w Poznaniu.
„Wirus grypy i SARS-CoV-2 należą do wirusów RNA. Porównując tempo ich mutowania - 1 do 1 – to wirus grypy zasadniczo mutuje szybciej. Tyle tylko, że to SARS-CoV-2 ma teraz do tego więcej okazji” – mówił PAP ekspert w dziedzinie biologii medycznej i badań naukowych Uniwersytetu Medycznego im. Karola Marcinkowskiego w Poznaniu dr hab. Piotr Rzymski.
Ekspert podkreślił, że mutacje to zachodzące losowo błędy podczas namnażania materiału genetycznego wirusa. „Za namnażanie materiału genetycznego wirusów grypy i koronawirusów odpowiadają enzymy polimeraz. Jednak polimerazy koronawirusów, w przeciwieństwie do grypowych, posiadają system korekty błędów powstających w procesie replikacji – w rezultacie zmieniają się istotnie wolniej” – zaznaczył.
Rzymski wskazał jednak, że na kwestię mutowania koronawirusa nie należy patrzeć wyłącznie przez pryzmat tempa pojawiania się zmian w jego materiale genetycznym, ale także przez kontekst epidemiologiczny.
„Koronawirus, żeby mutować musi się znaleźć w komórce i w niej namnażać – dzisiaj ma bardzo wiele szans by się rozprzestrzeniać, by zakażać bardzo wielu ludzi. A ludzie oczywiście różnią się tym, jak na koronawirusa reagują. Niektórzy mają np. deficyty odporności i ich organizm może pozwolić wirusowi na dłuższą replikację. Z kolei im dłużej on replikuje, tym jest większa szansa na pojawianie się mutacji i kumulowanie ich” – tłumaczył.
„Z tego właśnie powodu spekuluje się, że linia wariantu brytyjskiego, który skumulował w sobie aż 17 różnych mutacji, mogła być wynikiem przeniesienia SARS-CoV-2 od osoby przewlekle zakażonej, z deficytem odporności. A to dlatego, że u takich osób wirus może w spokoju i przez długi czas się namnażać, mutować i potencjalnie kumulować zmiany w materiale genetycznym" - dodał ekspert.
Według niego, nie można też wykluczyć sytuacji, że dzieci, u których często zakażenie ma przebieg łagodny, niekiedy bezobjawowy, także mogą być „dobrym” gospodarzem koronawirusa. „Jeżeli pojawiają się mutacje, które niosą istotną korzyść wirusowi, to będą się utrwalać. Pamiętajmy jednak, że większość mutacji w ogóle nie ma żadnego znaczenia ani dla wirusa, ani dla nas; nie mają wpływu na skuteczność szczepionek, na przebieg kliniczny zakażenia” – zaznaczył Rzymski.
Jak jednak podkreślił, koronawirus, dzięki temu, że ma wciąż wiele szans na zakażanie kolejnych osób, na pewno będzie się nadal zmieniał.
„To nie jest tak, że doszliśmy do momentu, w którym nowe warianty nie będą się ujawniać. Będą i będzie to na pewno powodowało nieraz sporo szumu medialnego. Spójrzmy na to inaczej: to dobrze, że mutacje i warianty koronawirusa są pod ścisłą lupą naukowców, a informacje o nich są deponowane w odpowiednich bazach. Nie dość, że śledzimy jak wirus się zmienia to możliwe staje się niemal natychmiast prowadzenie rozmaitych badań sprawdzających czy poszczególne warianty różnią się poziomem zakaźności, patogennością, możliwością wywoływania ponownych zakażeń, czy wpływem na skuteczność szczepionek. Pod tym względem na pewno przed nami jeszcze wiele emocji” – mówił.
Rzymski pytany, czy tempo zmian koronawirusa będzie wymagało ciągłych modyfikacji szczepionek - jak choćby w przypadku wirusa grypy, gdzie szczepionkę modyfikuje się co roku – odpowiedział, że „być może tak nie będzie, ale nikt w tej chwili nie jest w stanie definitywnie na to pytanie odpowiedzieć. W tej chwili gra toczy się o to, by złagodzić skutki ewentualnego zakażenia - tak by było ono klinicznie nieistotne”.
Jak mówił, „to, że szczepionki przeciwko grypie są produkowane co roku wynika z faktu, że wirusy grypy szybko mutują. To jak często będzie potrzeba ponawiać szczepienie przeciw COVID-19 zależeć będzie m.in. od tego jak potoczą się losy zmienności koronawirusa i jak szybko osiągniemy wysoki odsetek osób zaszczepionych. Im będzie on większy, tym szybciej sprowadzimy tego wirusa do poziomu, w którym stanie się on mało istotny klinicznie, nie będzie powodować tak często potrzeby hospitalizacji – i wtedy będziemy w stanie z nim normalnie funkcjonować” - powiedział.
Dodał, że kluczową kwestią jest też to, że jak długotrwała jest odporność na COVID-19 po szczepieniu i po przechorowaniu tej choroby.
„Dane mówią, że trwa ona dłużej niż początkowo niektórzy sugerowali. Po pewnym czasie obserwuje się oczywiście spadki poziomu przeciwciał, ale to jeszcze o niczym nie świadczy. Dla odporności istotny jest nie tylko poziom przeciwciał w surowicy, ale szereg elementów komórkowych, które odgrywają istotniejszą rolę. Zresztą, dzięki pamięci immunologicznej przeciwciała mogą być ponownie i bardzo szybko wyprodukowane, jak tylko pojawi się taka potrzeba" – powiedział Rzymski.
Zaznaczył, że istnieje spora szansa, że odporność będzie dłuższa niż rok. „Jeżeli więc dzisiaj będziemy koronawirusowi utrudniać w każdy możliwy sposób rozprzestrzenianie się, żeby miał jak najmniej szans na replikację - to jest szansa, że zdołamy ograniczyć to, w jaki sposób będzie on się zmieniał. Szczepienia, wszystkie zalecenia sanitarne mogą pomóc w tym, by wirus się nie zmieniał zbyt szybko, i by nie zmienił się kiedyś w kierunku, który będzie w rzeczywiście istotny sposób zagrażał skuteczności szczepionek” – podkreślił Rzymski. (PAP)