Zrozpaczeni lokatorzy jednej ze staromiejskich kamienic siłą zatrzymali dzisiaj administratorkę budynku, która kazała zabić drzwi do oficyny zamkniętej przez nadzór budowlany po sobotnim pożarze. Domagali się zapewnienia im dachu nad głową
– Pani stąd nie wyjdzie, dopóki panie nie załatwi nam lokali! Zostaliśmy z siatkami w ręce, nie mamy gdzie mieszkać! W nosie ma pani dziewięć rodzin! Mamy pójść pod most? Ja nie mam gdzie spać – krzyczała jedna z lokatorek, zrozpaczona, ciężarna kobieta, która aż trzęsła się ze zdenerwowania. Dzisiaj przez długi czas podwórkiem przy Cyruliczej 4 rządziły emocje.
Dramat mieszkańców zaczął się od pożaru, do którego doszło w sobotni wieczór, gdy w budynku wybuchła butla gazowa znajdująca się w jednym z mieszkań. Ewakuowano 39 osób.
– Większość poszła do znajomych – mówiła nam pani Elżbieta, jedna z lokatorek. 12 osób trafiło do mieszkań interwencyjnych zapewnionych przez miejskie Centrum Interwencji Kryzysowej do połowy kwietnia.
Gdy ugaszono pożar, nadzór budowlany wyłączył z użytkowania część budynku. – Strażacy pozwolili tylko wejść po parę rzeczy – podkreśliła pani Elżbieta.
W poniedziałek po południu na miejsce przyjechała z Częstochowy administratorka nieruchomości mającej czterech prywatnych współwłaścicieli. Kobiecie towarzyszyli robotnicy z arkuszem blachy i wkrętarką. Mieli trwale zagrodzić wejście do części kamienicy wyłączonej z użytkowania przez nadzór budowlany.
Wśród zrozpaczonych mieszkańców aż zawrzało. Zablokowali administratorce wyjście z podwórka, przytrzymali ją siłą, zamknęli bramę wjazdową. Zapowiedzieli, że jej nie wypuszczą, dopóki nie rozwiąże ich problemu.
– Dziewięć rodzin zostało na lodzie – mówiła jedna z mieszkanek. – Nie sztuka zabić drzwi blachą i zostawić ludzi na lodzie.
Obecni na miejscu policjanci starali się studzić emocje. Ostatecznie pozwolili odkręcić zabezpieczenie z blachy, by lokatorzy mogli wejść do swoich mieszkań po niezbędne im rzeczy. Jedna z mieszkanek potrzebowała insuliny.
Ostatecznie stanęło na tym, że osobom, które nie miały gdzie spędzić nocy, schronienie zapewni CIK. Inni pozostali jeszcze u znajomych i rodzin.
Co będzie dalej z lokatorami zagrożonej części kamienicy? – W tym momencie nie umiem powiedzieć – stwierdziła w rozmowie z nami Sylwia Rusek, administratorka budynku. – Przed sekundą ustaliłam z właścicielami, że w środę przyjedzie osoba z uprawnieniami i wykona ekspertyzę, której wymaga nadzór budowlany.
Od wyników ekspertyzy będą zależeć dalsze losy tej części budynku.
Ratusz podkreśla, że to właściciele budynku powinni zabezpieczyć schronienie lokatorom.
- Kamienica przy ul. Cyruliczej 4 znajduje się w rękach prywatnych. Obowiązkiem właściciela budynku jest zapewnienie schronienia osobom, które zostały pozbawione miejsca zamieszkania. Niemniej jednak nie może być sytuacji, że osoby poszkodowane pozostaną bez pomocy i dachu nad głową. Dlatego miejskie służby kryzysowe rozeznają na miejscu sytuację pod kątem zapotrzebowania na nocleg i zapewnią go wszystkim, którzy takiej pomocy potrzebują - zadeklarowała Katarzyna Duma, rzeczniczka prezydenta Lublina. - W najbliższym czasie, po otrzymaniu decyzji PINB, przeanalizujemy sytuację prawną poszczególnych osób i poszukamy możliwości systemowych rozwiązań.