Możemy nie znaleźć naszej ulubionej restauracji, albo nie będziemy już mieli pieniędzy, by raz na jakiś czas zjeść coś „na mieście”. Być może stracimy pracę lub tylko część pensji, nie weźmiemy kredytu... Chociaż zbyt wcześnie jest jeszcze na twarde prognozy, bo to zaledwie początek zarazy, już dzisiaj mnożą się pytania o to, jak może wyglądać gospodarczy krajobraz Lublina po epidemii. Z kilkoma takimi pytaniami zwróciliśmy się do Mariusza Sagana, dyrektora Wydziału Strategii i Przedsiębiorczości w Urzędzie Miasta.
• Jak kryzys wpłynie na inwestycje w Lublinie i obecne już w mieście duże firmy?
– Mamy kontakt z firmami i nie mamy informacji o wycofywaniu się ich z Lublina. Nie ma też informacji o możliwych zwolnieniach, w tym grupowych, przynajmniej w tych firmach, z którymi jesteśmy na bieżąco.
Generalnie produkcja w większości z nich odbywa się zgodnie z planem. Problemem jest teraz przede wszystkim absencja części pracowników. Drugim problemem, zgłaszanym praktycznie przez każdą firmę, są pojawiające się zaburzenia w płatnościach i to one będą największym kłopotem w najbliższym czasie.
• Czy któryś z inwestorów interesujących się wejściem do Lublina rezygnuje ze swoich planów?
– Nie mamy takich sygnałów, ale czekamy na rozwój sytuacji. Kilka dni temu firma 7R ogłosiła wejście do Lublina z ogromnym projektem. W niektórych sektorach, takich jak magazyny i logistyka nie widać spowolnienia, bo rozwija się sektor kurierski. Firmy kurierskie będą potrzebowały większych powierzchni pod wynajem. Mówi się też o ruchach związanych z przeniesieniem części produkcji z Azji do Europy i duzi operatorzy zaczynają się na to przygotowywać. Mamy nie tylko zapowiedź inwestycji 7R, bo także w Świdniku, tuż przy obwodnicy Lublina, ma ruszyć budowa hal Panattoni.
• Jak może się rozwinąć sytuacja gospodarcza w Lublinie w związku z epidemią?
– Wszystko zależy od tego, jak zdywersyfikowana jest gospodarka. W Lublinie jest bardzo zróżnicowana i to jest duża przewaga. Nasza gospodarka, jeżeli chodzi o przemysł, jest oparta na takich sektorach jak przemysł spożywczy, medyczny i biotechnologia. Te trzy branże sobie doskonale sobie radzą. Jest też branża IT, która sobie radzi, chociaż jej sytuacja jest dużo bardziej skomplikowana. Trudno tu generalizować, ale część firm ma dużo zleceń i realizuje je zdalnie, ale część zleceń się wali. Jeżeli firmy IT robiły zlecenia dla branży turystycznej, czy platform turystycznych, to tutaj zysku nie będzie.
• Straci też lubelska turystyka.
– Paradoksalnie będzie to sytuacja dość krótkoterminowa. Ta branża będzie miała problem, ale trzeba pamiętać, że Lublin był w innej sytuacji, niż np. Kraków czy Trójmiasto. W tamtych ośrodkach dominowali turyści zagraniczni, którzy przestali przylatywać i pewnie wrócą za rok, dwa lub później. W Lublinie około 75 proc. turystów to goście z Polski. Oni wrócą szybciej.
• Jak bardzo ucierpi gastronomia?
– Musimy popatrzeć na to, co działo się w tym sektorze w Lublinie przez ostatnich kilka lat. Pojawiło się sporo podmiotów, które mają po kilka obiektów, to są już mini sieci restauracyjne. Na pewno może być tak, że duża część tych sieci będzie musiała zdecydowanie ograniczyć swoją aktywność, ale utrzymana zostanie podstawowa oferta. Zróżnicowanie, jak szacuję, będzie mniejsze o 20 do 25 proc.
• Skoro może się zamknąć co czwarta restauracja, to w trudnej sytuacji znajdą się też właściciele nieruchomości wynajmujący im lokale. Zresztą nie tylko im.
– Z jednej strony mamy galerie handlowe, które mocno ucierpią na tym kryzysie. Z drugiej strony mamy prywatnych inwestorów mających lokale w blokach na nowych osiedlach, czy też w starej zabudowie. Oni też mocno stracą. Nie widziałbym natomiast dużej utraty zysków u tych, którzy mają mieszkania na wynajem. Podczas dużych kryzysów mniej osób kupuje mieszkania i przenosi się do wynajmowanych.
• A w tej sytuacji stracą deweloperzy oraz branża budowlana.
– Branża deweloperska, jak myślę, straci bardzo mocno, ale w perspektywie dwu-, trzyletniej, podobnie jak branża budowlana. Dzisiaj ludzie pokupowali mieszkania w blokach, które jeszcze nie wyszły z etapu „dziury w ziemi”, więc deweloperzy jeszcze będą mieć dopływ pieniędzy z kredytów, które były uzyskiwane rok czy dwa lata temu. Ale jeśli ten kryzys, jak dzisiaj się mówi, spowoduje spadek PKB o kilkanaście czy nawet dwadzieścia procent, to największe problemy zaczną się w sektorze deweloperskim za rok, czy dwa lata. Wtedy dotknie to też branżę budowlaną.
• Czy można się w ogóle spodziewać jakichkolwiek korzystnych efektów tego kryzysu dla gospodarki Lublina?
– Efektów pozytywnych może być kilka. Pierwszy z nich to taki, że inwestorzy będą przychodzić tam, gdzie biznes się utrzyma. A ja głęboko wierzę, że w Lublinie się utrzyma dzięki dywersyfikacji. Później pozwoli nam to przyciągnąć kolejne firmy. Myślę, że nie spotka nas taki los, jak regionów, gdzie jest typowa monokultura przemysłowa, czy to branży motoryzacyjnej, lotniczej, czy chemicznej. Tam może być bardzo źle.
Drugim efektem będzie unarodowienie produkcji, czyli tworzenie warunków do powstania produktów, które były do tej pory importowane i mówimy tutaj nie tylko o farmacji czy urządzeniach medycznych. Ogólnie będzie nacisk na to, żeby zmieniać łańcuch produkcji na świecie.
• Produkcja stanie się bardziej rozdrobniona?
– Na pewno tak, ale jednocześnie mniej globalna, a bardziej lokalna, narodowa. Będzie przewaga tych platform przemysłowych, jakie są związane z rynkiem lokalnym. Idealnie widać to po firmie Medisept, która robi dla polskich szpitali środki odkażające. Kiedyś to była mniejsza firma, ale gdy świat zakazał eksportu tych środków, to nasz rynek jest zajmowany przez ten podmiot.
• Bardziej lokalna produkcja to z kolei cios dla branży transportowej.
– Tutaj nie ma dobrych wiadomości dla północy województwa, dla transportowego zagłębia łukowsko-podlaskiego. Ale z drugiej strony ten transport nie zniknie i będzie sukcesywnie zastępowany przez transport w Polsce, chociaż na mniejszych odległościach.
Natomiast trzecią możliwą korzyścią z kryzysu może być to, że nauczy on patrzeć ludzi na kwestie kosztów. I w tym znowu upatrywałbym szans dla Lublina, dlatego że trudno będzie lokalizować biznes tam, gdzie jest drogi i będzie się go lokalizować tam, gdzie jest taniej. Może część firm zrozumie, że wschód kraju jest lepszy dla inwestycji.