Ezio, bohater gry Assassin's Creed 2 ma sprawić, że już w listopadzie kilka milionów posiadaczy konsol rzuci w kąt inne gry. A właściciele PC-tów po raz pierwszy zaczną żałować, że nie mają konsol.
Kilka dni temu na Poznań Game Arena Grzegorz Szabla z Ubisoft Polska zaprezentował jedną misję w Wenecji (był to pierwszy pokaz w Polsce), ale już po prezentacji na pytania dziennikarzy odpowiadał właściwie w jeden sposób: Na razie nie mogę powiedzieć nic więcej…
Assassin's Creed 2 wygląda bardzo, ale to bardzo dobrze. To samo można było powiedzieć o pierwszej części gry. Jednak w przypadku Assassin's Creed część graczy kwitowała sprawę, że tylko wygląda bardzo dobrze, bo zadania poboczne są nudne, a gra po kilku godzinach zaczyna mocno nużyć.
Tym razem ma być inaczej, co miał udowodnić fragment gry pokazany na PGA. A było tak: Ezio, nasz bohater, przebywa w Wenecji (w grze mają być jeszcze inne miasta, ale jakie, to na razie tajemnica). Ponieważ jest skrytobójca, nie zdziwiło nas zadanie, jakie otrzymał: pozbawienia życia pewnego niezbyt sympatycznego człowieka. Problemy były właściwie tylko dwa: Raz, że nasz cel był doskonale chroniony przez kilkudziesięciu ochroniarzy. Dwa, że ochroniarze byli niemal w całym mieście.
Całe szczęście, że Ezio nie był zdany tylko i wyłącznie na siebie. Jednym z najważniejszych pomocników jest niejaki… Leonardo da Vinci, w grze sprowadzony do roli co prawda genialnego, ale jednak tylko wynalazcy-sprzedawcy, który sprzedaje nam gadżety a la XV-wieczny James Bond (granaty dymne i takie rzeczy). Odpowiednio zaopatrzeni ruszamy w miasto…
…i do razu poznajemy nowe, świetnie przygotowane animacje ruchu głównego bohatera (dla niewtajemniczonych: seria AC to coś w rodzaju le parkour, gdzie nasz bohater skacze po dachach i gzymsach albo wspina się słupach i występach). Animacje są bardzo płynne i widowiskowe.
A urozmaica je jedna z nowości: możliwość pływania. Po zlikwidowaniu jednego ze strażników Ezio widowiskowo rzuca się do kanału i odpływa, gubiąc przy okazji pościg. Pościg, który można tez gubić w starym stylu uciekając ulicami/dachami. Trzeba jednak bardzo uważać, bo nie tylko wojsko, ale i zwykli przechodnie są bardzo wyczuleni na nasz widok.
O tym, jak bardzo, informują nas listy gończe rozwieszane na ścianach weneckich domów. Im ich więcej, tym gorzej. Możemy jej jednak zrywać, by zmniejszyć ryzyko wykrycia naszego bohatera i zaalarmowania straży.
Szybko poznajemy też nowych współpracowników. Wybór nie jest duży i ogranicza się albo do złodziei, albo do kurtyzan. Obie frakcje różnią się wyglądem (kurtyzany wyglądają – jakby nie patrzeć – lepiej) i sposobem działania.
Do czego służą? Musimy się dostać do mieszkania naszego celu. I on, i ono jest bardzo dobrze strzeżone. Złodzieje zrobią zadymę przy głównym wejściu, żebyśmy mogli przemknąć obok strażników. A kurtyzany zajmą strażników w inny sposób, żebyśmy mogli równie niezauważenie przemknąć obok strażników.
Właściwie wszystko działało tak, jak o takiej gry można by oczekiwać. Z jednym wyjątkiem: strażnicy jak na razie są dość ślepi i głusi. Nie zawsze zauważą, ze trzy metry dalej ich kolega właśnie z krzykiem spada do wody (Ezio nauczył się tez tego, co Sam Fisher ze Sprinter Cella już dawno umiał: wisi na gzymsie, czeka na ofiarę i w odpowiednim momencie ściąga ją za fraki w dół).
I tyle pokazano. Wszystko wygląda pięknie i widowiskowo, ale wciąż nie wiadomo jak będzie z fabułą i zadaniami.