Ci, którzy narzekali że Far Cry 4 jest zbyt podobne do Far Cry 3, tym razem nie powinni mieć powodów do marudzenia, Bo Far Cry Primal to zupełnie inna gra.
Była już Afryka, gdzie tropiliśmy handlarza bronią.
Była już tropikalna wyspa: raz z mutantami (w pierwszym Far Cry stworzonym jeszcze przez studio Crytek, które później zajęło się serią Crysis) i drugi raz w części trzeciej: tu zamiast mutantów był Vaas ze swoim szaleństwem.
Było wreszcie niewielkie państewko Kyrat leżące gdzieś w Himalajach.
Ale w Far Cry Primal zmieni się nie tylko otoczenie, ale przede wszystkim czas. Zamiast karabinów będą dzidy. Zamiast terenówek: zwierzęta. Zamiast granatów: pszczele bomby.
Akcja gry zabierze nas w erę kamienia łupanego, gdzie wcielimy się w niejakiego Takkara. To człowiek, który mam mnóstwo spraw na głowie.
Po pierwsze: musi przetrwać.
Po drugie: musi zając się własnym plemieniem, zdobyć dla niego zasoby i rozbudować wioskę.
W obu tych czynnościach przeszkadza mu niebezpieczne środowisko, jeszcze groźniejsze inne plemienia i cała masa dzikich zwierząt.
Jakie atuty w tej walce ma Takkar?
Przede wszystkim łuk, maczugę, dzidę czy wspomniane pszczele bomby (broń będzie można oczywiście ulepszać i modyfikować).Poza tym Takkar jest świetnym myśliwym, a na dodatek umie poskramiać zwierzęta i wykorzystywać je do własnych celów. Może ujeżdżać niedźwiedzie, może korzystać z sowy, która jest tu czymś na kształt prehistorycznego drona.
A wolnej chwili może - a my razem z nim - podziwiać widoki, bo niezależnie od opinii na temat kolejnych części Far Cry, nie sposób tym grom odmówić rewelacyjnej oprawy graficznej.