Średniowieczne wyprawy krzyżowe ostatecznie nie skończyły się dla Europejczyków zbyt dobrze. A jak wypada najnowsza gra o tej tematyce? Recenzujemy Lionheart: Wyprawy Krzyżowe.
Pierwszy kontakt z grą jest całkiem pozytywny. W pudełku poza instrukcją znajdziemy plakat z mapą terenów na których toczyć się będzie rozgrywka. Gra jest spolszczona (wersja kinowa), ale możemy wybrać także oryginalną wersję angielską.
Gra działa na tym samym silniku graficznym co Król Artur, ale nie dość, że wygląda gorzej niż poprzednik, to jeszcze chodzi dużo wolniej i to na całkiem przyzwoitym sprzęcie.
Poza nowymi wadami Lionheart powiela także wszystkie przywary poprzedniczki. Przede wszystkim same walki są często mało satysfakcjonujące. Nasze oddziały poruszają się dość wolno i trudno nimi manewrować. Kiedy już dojdzie do zwarcia dwóch grup, naszych żołnierzy nie da się "odkleić” od przeciwnika wydając im kolejny rozkaz.
Nie ma też co liczyć na skuteczne szarże konnicy, jakie obserwować można choćby w konkurencyjnej Total War. Tutaj jeźdźcy owszem, ruszają galopem, ale kiedy napotkają na przeciwnika znów stają dęba i ponownie się do niego "przyklejają”. Wspomniane zachowania naszych jednostek wespół z niewielkimi mapami, na których ciężko "manewrować” sprawia, że zamiast silić się na jakieś wyszukane taktyki gracz po prostu rzuca to co ma na przeciwnika licząc, że jego jednostki okażą się w zwarciu silniejsze. I ta taktyka, o dziwo, się sprawdza.
Prezenty po bitwie
Co prawda nie mamy pełnej swobody w zarządzaniu swoją armią a gra praktycznie pozbawiona została wątku ekonomicznego, ale nadal pozostały w niej pewne elementy RPG. Możemy np. rozwijać umiejętności naszych jednostek. Możemy także wyposażać je w różnego rodzaju eliksiry i przedmioty, które korzystnie wpływają na ich zdolności.
Przeważnie nie musimy tych przedmiotów nawet kupować – podczas bitew sami nagradzani jesteśmy przeróżnymi prezentami. Tego typu bonusów gra rozdaje dość dużo a jednostki dość szybko zdobywają kolejne poziomy doświadczenia.
Jeżeli chodzi o grafikę to wspomniałem już, że gra wygląda gorzej od poprzedniczki. Nie chodzi nawet o sam wygląd jednostek czy efekty specjalne, ale o sam wygląd map i otoczenia podczas bitew. Rozumiem, że akcja toczy się na pustynnym terenie i trudno spodziewać się bujnego, dębowego lasu, ale niektóre lokacje aż proszą się o odrobinę urozmaicenia. Jedyny element, który należy pochwalić to animacje burzonych murów itd. Wykorzystują one technologię PhysX i jest to chyba jedyna rzecz, która wygląda lepiej niż w konkurencyjnej serii Total War.
WYROK
Lionheart wyprawy krzyżowe niestety nie spełnij moich oczekiwań. A nie oczekiwałem aż tak wiele. Wystarczyłoby, żeby gra trzymała poziom, jaki reprezentował udany Król Artur. To wszystko. Mimo to twórcy, zamiast naprawić błędy poprzednika, dołożyli do nich jeszcze sporo nowych.
Do tego jeszcze wpadli na pomysł, aby uczynić rozgrywkę bardziej liniową, a wszystko to sprawiło, że w grze najnormalniej w świecie często wieje nudą. Co prawda bitwy nadal mogą być czasem satysfakcjonujące, ale lepiej chyba poczekać na zbliżającego się wielkimi krokami Shoguna 2 niż toczyć kolejne nieudane krucjaty w Lionheart.
Nasza Ocena: 3-/6