Seria Men of War to gry trudne, zabierające mnóstwo czasu i pełne nietypowych rozwiązań, których nie znajdziecie w żadnej innej grze. Dziś premiera Men of War: Wietnam.
Wszystkie przenosiły nas w czasy II wojny światowej (tak jak i poprzednie gry ukraińskiego studia BestWay, czyli Soldiers: Ludzie honoru, Outfront i Faces of War).
Tym razem trafimy w sam środek wojny w Wietnamie. Mechanika gry jest jednak podobna.
Dowodzimy niewielkimi siłami: albo oddziałem amerykańskim, albo – to rzadkość – sowieckimi doradcami wojskowymi.
Na szczęście, rozgrywka nie sprowadza się do wydawania naszym jednostkom rozkazów i oglądania, jak po chwili są dziesiątkowane przez wroga. Tu każdy żołnierz ma swój ekwipunek, który trzeba uzupełniać. Podobnie jest z pojazdami, czołgami czy działami. Na dodatek, trzeba pamiętać o odpowiedniej amunicji.
To nie wszystko: w pojazdach może się skończyć paliwo, a bieganie z kanistrem po polu walki nie jest najlepszym pomysłem. Trzeba też pamiętać o rodzaju amunicji. Pociski burzące świetnie nadają się do niszczenia budynków, ale z opancerzonymi celami radzą sobie równie dobrze co szyszki. Z kolei pocisk przeciwpancerny przez budynek przeleci, nie czyniąc mu większych szkód.
A skoro już mowa o niszczeniu: to znak rozpoznawczy ukraińskiej produkcji. Na mapie da się zniszczyć
niemal wszystko: czy to płot gdzieś na polu, czy budynek w centrum miasta. Podobnie rzecz ma się z pojazdami. Czołgi czy transportery nie mają tu żadnych pasków zdrowia. Gra bierze pod uwagę grubość pancerza, kaliber, rodzaj pocisku i wreszcie kąt oraz odległość, z jakiej pada strzał. Mówiąc krótko, twórcy stawiają na realizm.
Jednak tym, co serię odróżnia najbardziej, jest system bezpośredniej kontroli. Kursorami czy WSAD-em i myszą możemy sterować każdym żołnierzem czy pojazdem, co czyni z Men of War niemal grę akcji.
W Men of War: Wietnam czeka na nas główna kampania złożona z 10 misji, gdzie poprowadzimy niewielki oddział amerykańskich
żołnierzy w składzie: sierżant John Merrill, snajper Sonny Armstrong, operator granatnika Carl Dilan i inżynier Bill Kirby.
W części misji będziemy mogli liczyć na wsparcie bądź będziemy działać obok większych oddziałów sojuszniczych sterowanych przez komputer (co całkiem nieźle sprawdziło się w Men of War).
Poszczególne misje będą, oczywiście, nawiązywały do prawdziwych działań wojennych: walki na trasie Ho Chi Minha i w delcie Mekongu czy ofensywy w Tet. Ale będą też misje polegające na przykład na uratowaniu zestrzelonego pilota. Czyli raz działamy na wielką skalę, a raz w małym gronie bawimy się w kotka i myszkę w dżungli.
Druga kampania to historia dwóch żołnierzy z ZSRR, czyli tzw. doradców wojskowych. Ich (naszym) celem jest przedostanie na teren kontrolowany przez wietnamskich komunistów, po tym jak reszta oddziału zginęła w amerykańskiej zasadzce.
Polska wersja lepsza
W polskim wydaniu znajdziemy dodatkowe 3 mapy dla trybu multiplayer i 5 scenariuszy do rozegrania w trybie pojedynczym albo w kooperacji. Pierwszy to historia żołnierzy armii Północnego Wietnamu walczących z Amerykanami o kontrolę nad leżącym na granicy Kambodży sektorem. Drugi koncentruje się na czterech ocalałych pasażerach zestrzelonego amerykańskiego helikoptera, którzy muszą się wydostać z terytorium opanowanego przez Wietkong.
Trzeci to walka otoczonych partyzantów Wietkongu, broniących się w zrujnowanym kościele zamienionym na skład broni. Czwarty odda pod naszą komendę grupę sabotażystów Wietkongu z zadaniem infiltracji terenu patrolowanego przez Zielone Berety.
I wreszcie ostatni scenariusz, w którym dowódca plutonu czołgów armii Północnego Wietnamu próbuje zaatakować kwaterę polową amerykańskiej armii.
A tak o szczegółach gry opowiadają sami twórcy: