Zombie, zombie i jeszcze raz zombie. A do tego piękna i mądra kobieta. Efekt? To najlepszy PC-towy survival horror ostatnich lat. Recenzja Resident Evil 5.
Na szczęście te czasy są już za nami i miło mi ogłosić, że nowy Resident na PC jest najlepszą wersją, jaka się ukazała!
Po raz kolejny wcielamy się w Chrisa Redfielda, bohatera pierwszej części (i wydanego tylko na konsole Code Veronica). Zgodnie z tradycją serii, towarzysząca nam postać to kobieta. Te funkcje w "piątce” obejmuje urodziwa (co widać) i niezwykle sprawna intelektualnie (o czym za chwilę) agentka Sheva Alomar. Nasi bohaterowie pracują dla BSAA (Bioterrorism Security Assessment Alliance), która to organizacja zajmuje się walką z bioterroryzmem.
Tym razem kij w mrowisko włożyli nieznani sprawcy wykradając z magazynów podniszczonej korporacji Umbrella materiały do stworzenia broni biologicznej. A miejscem akcji jest afrykańskie (fikcyjne) państewko Kijuju.
Cała otoczka fabularna jest ciekawa i dość zgrabnie opowiedziana. Klimat tworzą też świetnie wykonane filmiki, o których jakości powiem tylko jedno: fenomenalna.
W trybie single pokierujemy tylko Chrisem (Shevą możemy po ukończeniu kampanii). Nic nie stoi jednak na przeszkodzie, aby nie zacząć zabawy od początku w trybie kooperacji – w tym przypadku drugi gracz obejmuje kontrolę nad Shevą.
Rozgrywkę umila nareszcie normalne sterowanie. O dziwo najlepiej używać teraz klawiatury i myszki, a nie pada! System zapisywania również uległ zmianie. Stare maszyny do pisania, dzięki którym robiliśmy save'y, wreszcie (rzecz względna, bo nie wszyscy lubią ten system) zastąpione checkpointami, które są dość rozsądnie umiejscowione.
Ekwipunek przygotowano dobrze (nie musimy szukać przedmiotów), ale korzystanie z niego nie włącza automatycznej pauzy. Jest to o tyle istotne, że przeciwnicy nie czekają grzecznie, aż wyciągniemy odpowiednia spluwę. A to może przeszkadzać, bo afrykańskie zombie wcale nie są wolne i nie snują się robiąc w kółko "Arghhhhhh”.
Owszem, najczęściej po prostu idą na nas, ale jak dostaną przyśpieszenia to serce zaczyna bić o wiele szybciej. Na naszej drodze staną głównie Majini, czyli zainfekowani ludzie. Charakteryzuje ich niezwykły, dziki szał. Niektórzy z nich chwytają za wszelkie dostępne przedmioty (pałki, kije czy maczety).
Osobną i ciekawszą grupę stanowią mini bossowie i bossowie, z którymi walka bywa nieraz ciężka, ale satysfakcjonująca. Nie wystarczy zwykłe strzelanie, trzeba ruszyć głową by na każdego znaleźć sposób.
W walce najważniejsze jest oddanie celnego strzału. Tu strategia jest znana wszystkim, którzy widzieli filmy o zombie: jeden pocisk w głowę rozwiązuje problem. I w tym momencie docieramy do kwestii intelektualnej wartości panny Shevy. Kiedy steruje nią sztuczna inteligencja, to – jak rzadko kiedy – to drugie słowo ma tu rację bytu. Sheva walczy sprawnie, pomysłowo i nieraz wyciąga nas z opresji.
Graficznie gra prezentuje się wyśmienicie. Wszelkie animacje, efekty ognia czy animacje trafionych przeciwników, są pierwszorzędne. Minusem jest tu tylko kiepskie wykorzystanie silnika Havoc. Efekt jest taki, że otoczenie wokół nas wygląda świetnie, ale nie możemy zniszczyć takich podstawowych elementów jak deska czy wazon.
Ale to, co w takiej grze najważniejsze – klimat, lokacje, bohaterowie i przeciwnicy – są dokładnie takie, jakie być powinny. Bardzo dobre. Stąd Resident Evil 5 to nie tylko bardzo dobry survival horror. To w ogóle bardzo dobra gra.
Nasza ocena: 5-