Star Wars the Force Unleashed II miało być większe i lepsze od poprzednika: więcej lokacji do zwiedzenia, więcej wybuchów i efektów używania Mocy, wreszcie sam bohater miał posługiwać się nie jednym, ale dwoma mieczami... Niewiele z tego wyszło. Recenzja gry Star Wars the Force Unleashed II.
Gwiezdny pył
Fabuła gry nie jest zbyt złożona. Graczowi przyjdzie wcielić się w klona postaci znanej z pierwszej części – Starkillera (chociaż później pojawią się przesłanki, które wskazują na to, że głównym bohaterem może być sam Starkiller).
Walka wygląda nadal niesamowicie widowiskowo, a efekty używania Mocy robią piorunujące (niekiedy dosłownie) wrażenie.
Wszystkiego mniej
W grze znajdziemy przede wszystkim mniej lokacji do zwiedzania. I jeszcze wszystkie bardzo do siebie podobne. Dominują ciasne, szare korytarze. Wszystko jest bardzo klimatyczne, ale brakuje czasem bardziej otwartych przestrzeni i większego urozmaicenia z części pierwszej.
Mniej lokacji oznacza także krótszy czas gry: przy poprzedniej części mogliśmy spędzić przynajmniej dwa wieczory, tutaj w zupełności wystarczy jeden. Pięć godzin potrzebnych na przejście gry w czasach Modern Warfare 2 i nowego Medal of Honor może nie dziwi już tak bardzo, ale jak na grę bez trybu multi jest to stanowczo za mało (zwłaszcza, że w wersji na PC, którą przyszło mi testować, nie należy do najtańszych).
Obraz całości psuje także fakt, że i te pięć godzin mogłoby wyglądać nieco inaczej. Niektóre etapy wydają się być wyjątkowo monotonne. Przydałoby się więcej zróżnicowanych przeciwników. Pod tym względem pierwsza część była naprawdę bogata. Druga na tym polu wypada po prostu słabo.
Techniczna strona Mocy
Jeżeli chodzi o sprawy techniczne – Star Wars the Force Unleashed 2 naprawdę może się podobać. Gra chodzi nieco płynniej niż poprzednia część na tej samej konfiguracji (prawdopodobnie spowodowane jest to mniejszymi mapami oraz mniejszą ilością przesuwalnych obiektów), ale grając na PC warto poświęcić chwilę na zmianę ustawień – w standardowych gra jest po prostu zbyt rozmyta i wygląda co najmniej dziwnie.
Wersję PC dotknęła także inna bolączka. W pewnych momentach gry, np. po walce z większym przeciwnikiem możemy wysłać go na tamten świat w bardziej efektowny niż zwykle sposób przy pomocy odpowiedniej sekwencji klawiszy (tzw. quick time events). Klawisze, które mamy wcisnąć wyświetlane są na ekranie, ale... są one niewyobrażalnie małe, w dodatku pojawiają się w różnych miejscach, dlatego często trudno je dostrzec. Jest to dziwne o tyle, że na konsolach system ten wygląda inaczej, a ikony są dużo większe.
Zakończenie gry sugeruje, że w nieodległej przyszłości możemy się spodziewać kolejnej części (Force Unleashed pierwotne miało być trylogią). Trudno jednak stwierdzić czy tak się faktycznie stanie. Po pierwsze gra jest niemal we wszystkim gorsza od swojej poprzedniczki. Mniejsze zróżnicowanie rozgrywki fani mogliby jeszcze wybaczyć, ale jedynie pięć godzin zabawy bez mutliplayera nie jest dla większości satysfakcjonująca.
W dodatku tuż po premierze okazało się, że twórcy celowo okroili swoją grę, aby później dodatkowe funkcje i przygody oferować w formie dodatków. Zrobili to jednak na tyle nie umiejętnie, że część z tej dodatkowej treści zostawili... w oryginalnych plikach gry.
W Sieci pojawiły się nawet sposoby na odblokowanie tej ukrytej zawartości. Warto także dodać, że szef odpowiedzialny za Force Unleashed opuścił studio producenckie, zniesmaczony ostatecznymi wynikami pracy. Wszystko to stawia przyszłość serii w bardzo ciemnych barwach. Mimo to chciałbym zobaczyć kolejną część przygód Starkillera, być może uda się jeszcze uratować podupadłą markę.
Nasza ocena: Ocena: 3+/6