Wolfenstein Jest Blazkowicz, jest tajna broń, za pomocą której III Rzesza chce wygrać wojnę i są całe hordy Niemców, które chcą nas dopaść. I jest dobra gra.
Ta gra – począwszy od grafiki po styl rozgrywki – zdefiniowała właściwie wszystkie strzelaniny, które ukazały się później.
W 2001 roku ukazał się Return to Castle Wolfenstein, w którym ponownie zostaliśmy Blazkowiczem i ponownie strzelaliśmy do hitlerowców. Nowością były nadprzyrodzone zdolności u tych ostatnich; w tym przebudzanie zmarłych. Gra nie była rewolucją na skalę starego Wolfa, ale posiadała świetny, mroczny klimat, niezłą grafikę i ciekawe lokacje.
Nowy Wolfenstein stara się połączyć wszystkie elementy poprzednich części. Znajdziemy dzięki temu starych i (nie)dobrych Niemców z ich mistyczne eksperymenty oraz najlepsze elementy typowej strzelanki.
Bohaterem nadal jest Blazkowicz, który udaje się do fikcyjnego miasta Isenstadt. Tam musi poznać tajne plany broni, czyli Czarnego Słońca. Autorzy od samego początku rzucają nas w wir walki. Już przyjazd na stacje kolejową kończy się strzelaniną i serią tajemniczych wybuchów, w trakcie których przeciwnicy zamiast ginąć, bezwładnie latają w powietrzu.
Po pewnym czasie nasz bohater zdobywa medalion, który daje mu z upływem gry cztery super moce. Na początku mamy dostęp do równoległego świata – wtedy na widoczny obraz zostaje nałożone coś w rodzaju zielonego filtra. Dzięki temu widzimy ukryte przejścia lub słabe punkty wroga (który czasem również ma dwa wymiary).
Musimy jednak uważać, ponieważ w tym świecie pojawiają się istoty przypominające duchy. Strzelając do nich ranimy Niemców, ale one mogą nas również zaatakować. Oprócz tego medalion wyposaży nas w umiejętności spowalniania czasu, zwiększenia ataku czy kuloodpornej tarczy. Niestety z początku energia artefaktu szybko się kończy i należy ją uzupełniać.
Isenstadt jest podzielony na kilka części (Wschodnie czy Zachodnie Śródmieście). Miasto jednak tylko sprawia wrażenie otwartego świata. Po kilku chwilach orientujemy się, że nie ma sensu chodzenie gdzie nam się podoba. Wszystko ogranicza się do zwiedzenia kryjówek partyzantów, gdzie przyjmujemy misje.
Warto jednak porządnie penetrować lokacje; wszędzie poukrywane są dokumenty lub złoto. Umożliwia nam ono ulepszenie broni i medalionu na Czarnym Rynku. Oprócz zwykłych niemieckich żołnierzy spotkamy opancerzone jednostki najczęściej wyposażone w działka (np. rażące prądem), naukowców, którzy okiełznali moc Woalu, znikających zabójców czy istoty nie z tego świata.
Najlepszym elementem są pojedynki z Bossami. Nie wystarczy zwykłe strzelanie, na każdego należy znaleźć odpowiedni sposób. Cała walka z wrogiem daję bardzo dużo frajdy. Jedynym z większych minusów gry jest kompas, który nieraz robi z gracza idiotę. Co chwile musimy zaglądać na mapkę, ponieważ nie potrafi on dobrze wskazać kierunku.
Gra powstała na bazie silnika graficznego Doom III. Mimo to wyciska z niego ile się da, dzięki czemu prezentuje wysoki poziom. Tym bardziej, że działa płynnie w wysokich detalach na starszych sprzętach! Same efekty mocy Woalu czy wybuchów są świetnie zrealizowane. Do muzyki i podłożonych głosów nie można mieć żadnych zarzutów.
Nowy Wolfenstein to tytuł nierówny. Nie jest tak mroczny jak RTCW, ale ciekawa fabuła, efektowne i emocjonujące walki, niezła grafika robią swoje. Kolejnym plusem jest to, iż starcza na przynajmniej 14 godzin solidnej zabawy (uwzględniając fakt, że sporo nowych gier starcza na 6-8 godzin, to rzeczywiście nieźle).
Starzy fani mogą być odrobinę zawiedzeni, ale sympatycy FPS-ów będą się świetnie bawić.
Nasza ocena: 75/100