- To najważniejsze, wyczuć moment, od kiedy to ty rządzisz wikliną a nie ona tobą. Potem jest już łatwo – radzą mistrzowie plecionkarstwa. Na jarmarku można podpatrzeć ich przy pracy
Jarmark Jagielloński to oprócz handlu i koncertów – warsztaty. Wymogi sanitarne uszczupliły grupy, zapisy dawno się zakończyły. Ale są rzemieślnicy i artyści, których można podpatrzeć przy pracy na stoiskach. – Ludzie chętniej kupują gdy widzą jak coś powstało. Czasami wręcz czekają aż koszyk będzie gotowy – mówi Grzegorz Gordat, który zajmuje się plecionkarstwem. I zaprasza na pokazy.
Jego stoisko jest koło Trybunału Koronnego, dzieli je z innym mistrzem plecionkarstwa, Wiesławem Chołujem.
Pan Grzegorz jest bywalcem na Jarmarku Jagiellońskim, w tym roku przyjechał ze swoimi wyrobami dziesiąty raz. – Jagielloński jest specjalnym miejscem, jeśli go porównać z podobnymi imprezami. To, że handlujących dobierają i zapraszają organizatorzy gwarantuje, że tu są wytwórcy a nie handlarze. Podkreślają to kupujący, którzy chwalą, że nie ma tandety tylko jest rękodzieło. Jarmark trzyma poziom. Przez te lata miałem stoiska w różnych miejscach i nigdy nie było tak, żebym nic nie sprzedał – mówi twórca, który do zdjęcia pozował z ażurowym koszykiem, wzorem który ostatnio cieszy się dużą popularnością. Bo, jak zauważa Gordat, ekologiczni klienci takie ażurowe kosze biorą na zakupy. Używają ich zamiast siatek z materiału.
- Ma zdolności, widać, że zna się na formie. Tego się nie da nauczyć. Można nauczyć wzoru czy techniki ale takiego wyczucia to już nie – chwali prace młodszego sąsiada Wiesław Chołuj, który jest w Lublinie drugi raz.
Przywiózł między innymi kabłącoki (prezentuje na zdjęciu) charakterystyczne kosze z miejscowości Lucimia w gminie Przyłęk, których umiejętność wyplatania została wpisana na Krajową Listę Niematerialnego Dziedzictwa Kulturowego. Stosowane od lat w gospodarstwach nadal służą do przechowywania różnych rzeczy czy przewożenia np. jabłek.
- Najgorsze dla wikliny jest wiosenne gradobicie. Później pędy odrastają ale dzielą się na dwa czy trzy. No i szkodniki. Kiedyś wiklina była na nie odporna a teraz trzeba pryskać. Nie tak jak sad, wiadomo, ale z raz trzeba. Niektórzy mają hektary, ja mam dwie działki, w sumie to będzie 16-17 arów. To akurat tyle, żeby wystarczyło na rok do roboty dla jednego – pan Wiesław opowiada o tajnikach rzemiosła, bo sama umiejętność plecionkarza to nie wszystko. Trzeba mieć surowiec i go przygotować.
- Nie mam pojęcia od czego to zależy ale każdego roku wiklina jest trochę inna. Nie da się zrobić identycznych wyrobów rok w rok – dodaje pan Grzegorz.
Na tegorocznym Jarmarku Jagiellońskim plecionkarstwo jest reprezentowane jeszcze na dwóch innych stoiskach – Wojciecha Świątkowskiego na placu Łokietka i Stefanii Suchory na Archidiakońskiej.