Po prostu wolę modele kartonowe. Żeby stworzyć model z kartonu każdy element trzeba wyciąć. Jak jest 5 tys. elementów to trzeba je wszystkie wyciąć, skleić, pomalować. I dopiero wtedy można być zadowolonym ze swojej pracy. Rozmowa z Beatą Michoń, modelarką z Lublina.
• Dlaczego zaczęła pani interesować się modelarstwem?
– To wszystko zaczęło się od mojego męża. Był absolwentem szkoły w Dęblinie. W wolnych chwilach kleił samoloty. We dwoje wieczorami siedzieliśmy i ja mu pomagałam, malowałam jego modele. On akurat kleił modele plastikowe. Ja składam modele kartonowe. W pewnym momencie sama pomyślałam, że spróbuję, jak to się klei. Wtedy trafił mi się samolot SU-22. Ten pierwszy model wyszedł mi prawie, jak przystanek autobusowy. Ale najważniejsze, że udało mi się go skleić. W kolejnych latach wyemigrowaliśmy do Hiszpanii. Tam trzeba było zaspokoić sobie czas w trakcie zimy czy jesieni. Trzeba było się czymś zająć. Mąż siedział z jednej strony stołu, ja z drugiej. I tak jest do dziś: „dłubię” w tych modelach. Teraz trochę mniej ich produkuję, bo jak przychodzę z pracy to wolę sobie odpocząć.
• Ale jednak znajduje pani czas, żeby ciągle powstawały nowe modele?
– Tak, ale głównie w sobotę i niedzielę. Ja lubię się bawić z papierem, bo on daje dużo możliwości. Można wyciąć, pomalować czy zaprojektować, jak nasz model ma wyglądać.
• Tworzy pani modele tylko z kartonu. Dlaczego nie z plastiku?
– Po prostu wolę modele kartonowe. Żeby stworzyć model z kartonu każdy element trzeba wyciąć. Jak jest 5 tys. elementów to trzeba je wszystkie wyciąć, skleić, pomalować. I dopiero wtedy można być zadowolonym ze swojej pracy.
• Ile czasu trwa praca nad takim jednym modelem?
– W gruncie rzeczy to zależy czy projekt jest bardziej zdetalizowany czy mniej. Model Shermana (M4 Sherman - amerykański czołg średni, produkowany w czasie II wojny światowej - przyp. aut.) jest bardzo zdetalizowany. Kleiłam go 9 miesięcy. Ten model zajął mi najwięcej czasu. Jak miałam więcej wolnego czasu to model zdetalizowany potrafiłam skleić nawet w 2 miesiące.
• Trzeba znać się na historii, żeby tworzyć modele? Czy wystarczy tylko „zacięcie” w dążeniu do celu?
– Jeśli tworzy się replikę danego pojazdu czy samolotu, to trzeba znać historię. Jeżeli jednak robimy to dla własnej przyjemności, kleimy modele, bo chcemy spędzić jakoś wolną chwilę, bo to lubimy, to już aż tak bardzo nie trzeba się znać na historii.
• Pani to robimy dla przyjemności czy żeby idealnie odwzorować dany model?
– Ja jestem człowiekiem, który dąży do tego, żeby wszystkie modele były odwzorowane idealnie.
• Poza tym prowadzi pani warsztaty modelarskie.
– Propozycja zorganizowania takich warsztatów wyszła od Instytutu Pamięci Narodowej w Lublinie. Przychodzą na nie głównie dzieci. Im na początku trzeba studzić zapał. W naszym środowisku się śmiejemy, że początkujący skacze na głęboką wodę nie umiejąc pływać. Chce skleić przypuśćmy dwumetrowego Bismarcka (niemiecki pancernik - przyp. aut.) i wiadomo, że takiego modelu na początku nie zrobi. I rezygnuje. Powinien zacząć od prostszego modelu, ale uważa, ze każdy taki sklei. Ale to nie jest wcale takie łatwe. Trzeba „nauczyć się papieru”. Jak go uformować czy wyciąć. Papier można formować na sto różnych sposobów. Każdy musi na początku siąść, zobaczyć, posłuchać, jak się tworzy takie modele.
• Jakie cechy powinien mieć przyszły modelarz?
– Trzeba mieć odrobinę talentu plastycznego. Potrzebna jest również wyobraźnia przestrzenna. Modelarz, jak spojrzy na płaski rysunek od razu wie, jak to będzie wyglądało w 3D. To trzeba mieć w głowie. Bez tego jest trudno projektować modele kartonowe. Trzeba oczywiście mieć czas. I jednak trzeba być konsekwentnym. Nie zrażać się po pierwszej nieudanej próbie, bo tak naprawdę nikt nie zrobił pierwszego modelu idealnie. Trzeba się tego nauczyć. Picasso również nie był od razu wielkim malarzem. Jeśli ktoś złapie takiego „bakcyla” jako dziecko, to wraca do tego już jako dorosły człowiek.
• Ważna jest również postać takiego mentora; osoby, która poprowadzi młodego modelarza?
– Na pewno. My się uczyliśmy kleić na własną rękę, ale dla młodego modelarza ważne jest, żeby miał taką osobę, która złapie za rękę. Powie co zrobił źle, a co dobrze. Teraz prowadzi się dużo warsztatów czy szkółek modelarskich. Żeby ta młodzież chociaż na chwilę odeszła od komputera czy telefonu. To jest szokujące, że oni nic innego teraz nie robią. My warsztaty prowadzimy nie tylko w Lublinie, ale również i w Dęblinie. Tam dzieciaki też się świetnie bawią.
• Trudno jest zaciekawić chłopca, który chciałby sklejać modele. A co dopiero dziewczynkę.
– Tak to prawda. Dziewczyny uważają, że modelarstwo nie jest dla nich. A ja się pytam dlaczego? Według mnie jest, jak najbardziej. Każdy znajdzie swoją niszę. Teraz klei się nie tylko czołgi czy samoloty, ale można np. zamek czy latarnię morską. W internecie jest bardzo dużo stron, z których można ściągnąć projekty modeli i wcale nie trzeba ich kupować. Te modele, które są projektowane przez wydawnictwa są o wiele droższe.
• Jednak w ogólnej świadomości modele to głównie czołgi i samoloty.
– Tak kiedyś było. Taki był trend, że projektowało się czołgi, samoloty albo okręty. Dopiero od niedawna zaczęto sklejać inne obiekty. Architekturę czy zwierzęta. Naprawdę jest bardzo dużo przeróżnych rodzajów modeli.
• Jest pani jedyną modelarką w Lublinie. Jak się pani czuje w tym środowisku, w którym, jednak jest znaczna przewaga mężczyzn?
– Mnie to w ogóle nie przeszkadza. W Lublinie, to prawda, jestem jedyną modelarką, ale mam koleżanki w innych miastach naszego województwa, np. w Krasnymstawie. Ja do tego nie podchodzę, że jestem jedyną kobietą, która klei modele. Nigdy się nad tym nie zastanawiałam czy jest nas sto czy jestem jedyna. Ja chcę udowodnić dziewczynom, że modele nie są przeznaczone tylko dla mężczyzn, ale i my możemy to robić.