Wójt Stanisław Gołębiowski domaga się publicznych przeprosin od radnego Leszka Rodzosia za zniesławienie i naruszenie dóbr osobistych. Ten odmówił powołując się na konstytucyjne prawo do wygłaszania poglądów. Poszło o kontakty wójta ze służbami PRL-u.
O tym, że Stanisław Gołębiowski, wójt Końskowoli, od grudnia 1979 roku do grudnia 1987 roku był zarejestrowanym jako tajny współpracownik ówczesnych służb, powszechnie wiadomo. Na początku tego roku podczas jednej z sesji rady gminy wójt sam odniósł się do tej sprawy. Wyjaśnił wtedy, że podpisał tzw. lojalkę, co było warunkiem zgody na wyjazd do Stanów Zjednoczonych. - To, że miałem pseudonim (TW "Sylwester" - przyp.), nie znaczy, że współpracowałem. Nie składałem raportów i nie przekazywałem informacji - zapewniał Gołębiowski.
W marcu do tej sprawy odnieśli się radni opozycyjnego wobec wójta "Zielonego Powiśla". Oświadczenie wygłosił wtedy Leszek Rodzoś, który po przytoczeniu informacji z IPN-u poddał w wątpliwość zaświadczany przez wójta brak współpracy, nie dając wiary ustaleniom instytutu.
- Trudno uwierzyć, by Służba Bezpieczeństwa tak długo trzymała w swoich strukturach kogoś bezproduktywnego. W 1990 roku teczkę i akta TW "Sylwester" zniszczono. Dlaczego to zrobiono, skoro nie było w nich nic ważnego? Prokurator nie miał możliwości oceny zgromadzonego materiału - argumentował radny Rodzoś. - Mamy prawo mieć wątpliwości - podkreślił.
Tego rodzaju sugestię Stanisław Gołębiowski uznał za zniesławienie i zażądał od radnego publicznych przeprosin na sesji oraz na łamach prasy (w tym Dziennika Wschodniego). Jak wskazał wójt Końskowoli, wystąpienie podczas marcowej sesji naruszyło jego dobra osobiste. Ewentualny brak zastosowania się do wezwania zagroził wystąpieniem przeciw radnemu na drogę sądową (cywilnie i karnie).
Temat przeszłości wójta na sesję wrócił pod koniec maja. Podczas spotkania radnych Leszek Rodzoś najpierw odczytał treść sugerowanych przeprosin, by następnie stanowczo odmówić podpisania się pod tymi słowami.
- Odnoszę wrażenie, że pisząc te słowa gdzieś pan wtedy odleciał - wyznał radny, powołując się na konstytucyjną wolność do wyrażania poglądów. - Czy chce mi pan zabronić wyrażania swoich poglądów, zastraszyć lub odwrócić uwagę od przyznania dodatków dla pracowników? (...) Sam pan wywlokłeś te sprawy na lutowej sesji przyznając się do swoich związków ze służbami, a teraz ma pan pretensję, że nie wszystkim zapewnieniom dajemy wiarę? - cedził samorządowiec "Zielonego Powiśla".
- Za co mam pana przepraszać? Uważam, że to pan powinien przeprosić tych wszystkich, którzy przez 30 lat głosowali na pana, nie mając wiedzy, nie mając wiedzy, że był pan zarejestrowany jako TW - dodał Rodzoś, nazywając podpisanie lojalki przez wójta "ześwinieniem się". Swoją wypowiedź radny zakończył przyznaniem o swojej gotowości, by stanąć przed sądem.
Wójt Gołębiowski do wywodu radnego odniósł się krótko, uznając, że tymi słowami samorządowiec jeszcze bardziej się "pognębił". Zapowiedział jednocześnie, że ich ocenę zostawi sądowi, który będzie "najbardziej kompetentny i miarodajny".
Czy radny Leszek Rodzoś przekroczył granice wolności słowa? Prawdopodobnie tę sprawę rozstrzygnie sąd. Jak dotąd radny nie dostał jeszcze wezwania, ale przyznaje, że jest na nie gotowy. - To była moja ocena, do której mam prawo - zapewnia. W rozmowie z nami przyznał, że ze słów wypowiedzianych na sesjach nie ma zamiaru się wycofywać.
Przypominamy, że jednym z zapalników spięć pomiędzy "Zielonym Powiślem", a urzędującym wójtem było zablokowanie przez radnych wniosku o odzyskanie praw miejskich dla Końskowoli (miejscowość miastem mogła być już od stycznia 2022 roku). Radni "ZP" uzasadniają swoją decyzję o odsunięciu tej kwestii na koniec kadencji wątpliwościami dotyczącymi przeszłości wójta Gołębiowskiego, który po odzyskaniu praw stałby się burmistrzem Końskowoli. Pierwszym od ponad 150 lat.