Dziś Amerykanie dziękują za... Amerykę. Są święcie przekonani, że otrzymali ją od Wszechmogącego, który wyprowadził ich tu z opresji Starego Kontynentu.
Nic dziwnego, że Ameryka w ten dzień i towarzyszący mu weekend przeżywa totalną, ogólnonarodową peregrynację, w której samymi tylko liniami lotniczymi przemieszcza się ok. 45 milionów ludzi, co od lat pozostaje największą pasażerska operacją powietrzną świata.
Kiedy w 11 grudnia 1620 roku do brzegów Ameryki dobił żaglowiec "Mayflower” z purytanami uchodzącymi z Europy przed katolickimi prześladowaniami, jego pasażerowie trafili na srogą zimę. Przetrwali tylko dzięki pomocy miejscowych Indian, którzy podzielili się z nimi zapasami żywności oraz nauczyli polować na dzikie indyki.
Mimo tego, ze 102 pielgrzymów zmarło aż 46. Następny rok był łaskawszy, a żniwa nadspodziewanie dobre. Kukurydza i dynie, podstawowe uprawy indiańskie, jakich się nauczyli, obrodziły nadzwyczaj. Dlatego też, aby podziękować Bogu, purytanie, wyprawili święto w ostatni czwartek listopada 1621 roku.
Zaprosili 91 czerwonych braci z plemienia Wampanoag, na czele z wodzem Massasoitem, dzięki którym przetrwali pierwszy rok. Gościli się hucznie, a szczególnie fetowany był Indianin Squanto, jedyny czerwonoskóry znających mowę białych i występujący w codziennych kontaktach jako tłumacz.
Ameryka do dziś spiera się o datę i miejsce pierwszych obchodów Dnia Dziękczynienia. Pierwsze zachowane w zapisach archiwalnych świętowanie odbyły się 8 września 1565 w miejscu, będącym dziś terenem Saint Augustine na Florydzie. Jednak Źródła historyczne... źródłami, a tradycja i tak swoje. Wskazuje zdecydowanie na 1621 rok w Plyomouth i nic już tego nie zmieni.
Nie ma natomiast najmniejszej wątpliwości, że świętem narodowym ogłosił Thanksgiving Day w 1863 roku prezydent Abraham Lincoln zapoczątkowując jego powszechną ogólnoamerykańską celebrację obudowaną późniejszą tradycją i zwyczajami.
Tradycją dziękczynnej wieczerzy jest oczywiście indyk. Musi go jeść każdy. Stąd też corocznie odbywa się masowy ubój tego ptactwa. Idzie pod nóż ok. 47 milionów indyków czyli dwukrotnie więcej niż na Boże Narodzenie. Dlaczego? Bo na Boże Narodzenie amerykański Żyd ani Arab, Chińczyk czy Hindus indyka nie kupuje, a na Dzień Dziękczynienia – jak najbardziej. Jest nawet w śród imigrantów zabobon, że jak nie będziesz "Święta Indyka” obchodził, to tak ci Ameryka odpłaci, że się nie pozbierasz...
Koniecznie jeden z ptaków musi zostać ułaskawiony przez samego prezydenta Stanów Zjednoczonych, co odbywa się z pompą w ogrodzie Białego Domu. Indyk dożywa swych dni w spokoju i bez obawy o przyszłoroczny Dzień Dziękczynienia na jakiejś farmie lub w ZOO. Wybór ptaka do tej roli jest wydarzeniem celebrowanym tygodniami przez National Turkey Federation oraz ogłaszany tak, jak przyznanie Oscara.
W tym roku jest jeszcze ciekawiej, bowiem Barack Obama postanowił być bardzo poprawny politycznie i ułaskawia indyczą "parkę”. On ma na imię "Courage” ("Odwaga”) i waży 21,5 kg, a ona – Carolina i jest lżejsza o trzy i pół kilo. Pochodzą z fermy w Północnej Karolinie. Być może dadzą początek nowej indyczej dynastii "ocaleńców”.
Do pieczonego z nadzieniem indyka, idą na stół obowiązkowo: żurawina i czerwone kartofle ("yams”) oraz mniej "ortodoksyjne” dodatki, takie jak kukurydza, kabaczki, ananasy.
Thanksgiving Day to także dzień radosnych parad przeciągających przez miasta amerykańskie, z których najbardziej znana jest oczywiście ta organizowana przez słynny dom towarowy "Macy's”. Tak w ogóle od 1854 roku, a na Manhattanie, przed jego siedzibą od 1924 roku.
Dzień Dziękczynienia Amerykanie świętują nie tylko w swym kraju, ale także wszędzie, gdzie tego dnia są na świecie. Masowo obchodzony będzie przez żołnierzy amerykańskich kontyngentów z dala od Stanów Zjednoczonych. Przez studentów za granicą, turystów na wycieczkach czy mieszane małżeństwa i personel placówek dyplomatycznych.
Życzmy im wszystkim HAPPY THANKSGIVING! Podziękujmy też sami za... Amerykę. Bez niej świat byłby jednak zdecydowanie inny, Polska – także.