Z dr Wiesławą Kozielewską-Trzaską, bratanicą i córką chrzestną prof. Jana Karskiego rozmawia Waldemar Piasecki
– Z jednej strony – o nieubłaganym upływie czasu i świadomości, że to już tyle lat... Z drugiej – świadomość, że Jan Karski obecny był wśród swoich rodaków i w ich świadomości bardzo niedługo, bo obecność ta zaczęła się na dobre dopiero po przemianach politycznych w Polsce.
Reasumując, dominuje poczucie wielkiej dumy i niedosytu. Wszystko to jednak daje naszej rodzinie ogromną motywację, aby dla pamięci Stryja robić jak najwięcej, z sercem i pasją.
Rodzina nie mogła się nacieszyć swoim wielkim krewnym nazbyt długo...
– Do wojny relacje rodzinne były ścisłe, co było wielką zasługą Walentyny Kozielewskiej, matki Jana. Najstarszy z licznego rodzeństwa – Marian, jeden z najmłodszych legionistów Józefa Piłsudskiego i jeden z najwierniejszych oficerów Marszałka, aż do śmierci odczuwał potrzebę troski o rodzinę i pomocy jej, kiedy zabrakło ojca Ignacego.
Wojna rodzinę rozproszyła. Jan pozostał w Ameryce, Marian musiał z Polski uciekać przed NKWD i ostatecznie też trafił do Stanów. Tam kontakt z nimi oboma był już bardzo trudny. Z oczywistego powodu – realiów komunistycznej Polski.
Kiedy sytuacja nieco zelżała, łączność była tylko korespondencyjna. W latach 70. Stryj przyleciał do Polski, jako stypendysta Fulbrighta, aby prowadzić badania do swojego monumentalnego dzieła "Wielkie mocarstwa wobec Polski”, spotykał się z rodziną. Po jego wyjeździe pisaliśmy do siebie.
Potem było wydarzenie związane z wydaniem "Wielkich mocarstw” i premiera telewizyjna filmu "Moja misja” o Janie Karskim, otwarcie jego gabinetu w Muzeum Miasta Łodzi. Wreszcie ostatnia podróż, kiedy w 2000 roku otrzymywał honorowe obywatelstwo Łodzi.
Rodzina brała w tym wszystkim udział, choć oczywiście bez wysuwania się na plan pierwszy, bo przecież Jan był najważniejszy...
Przez wiele lat Polska jakby nie do końca rozumiał, jakim skarbem jest Jan Karski
– W pełni podzielam taką opinię. W Polsce dominowały nazwiska innych postaci związanych z okresem okupacji i Holocaustu, które niejako "monopolizowały” społeczne zainteresowanie. Jan Karski poprzez swoje dzieło znany był przede wszystkim w Stanach Zjednoczonych i Izraelu.
Czym tłumaczy Pani zatem ten nagły wybuch zainteresowania w ostatnich dwóch latach?
– To dobre pytanie. Kiedy do roli liderów pamięci o Karskim wyznaczają się sami ludzie bez szczególnego związku z Profesorem, namysł nad motywami staje się niejako naturalny.
– Nigdy. Mało tego, wiedząc o nas, nie poinformowali oni o tym Białego Domu, kiedy procedowana była sprawa Prezydenckiego Medalu Wolności.
Wyznaczyli się na "rodzinę zastępczą” Jana Karskiego?
– Coś takiego... Nie chcę jednak tego komentować.
Przez ostatni rok walczyła Pani o to, aby najwyższe odznaczenie amerykańskie trafiło tam, gdzie sobie życzy rodzina, a nie było obwożone bez jej wiedzy po jakichś wystawach.
– Tak jest. Jako ustawowi spadkobiercy, mamy prawo decydować, co ma się stać z medalem. Nie odbierze nam tego żadna instytucja. Dlatego domagaliśmy się od polskiego MSZ przekazania medalu do Łodzi, po to, żebyśmy jako rodzina mogli powierzyć go na zawsze do Gabinetu Jana Karskiego.
Tam, gdzie On sam powierzył swoje najcenniejsze memorabilia z Orderem Orła Białego włącznie. Niedawno odznaczenie istotnie trafiło do muzeum. Akt uroczystego przekazania odbędzie się najprawdopodobniej 10 lipca br., trzy dni przed rocznicą śmierci Stryja.
– Przed wojną nie było ścisłego rygoru czasowego zgłaszania urodzin dziecka. Czyniono to nawet po wielu miesiącach. Wpisujący fakt urodzin do ksiąg parafialnych proboszcz polegał jedynie na oświadczeniu rodziców, najczęściej ojca. Wynikało wiele pomyłek. Stryj w ostatnich latach życia, wyjaśniał, że tak było też w Jego przypadku.
"Przyniósł” sobie imię na świętego Jana Chrzciciela, ale mylnie zapisano datę o dwa miesiące wcześniejszą. Rodzice uznali, że korygowanie zapisu byłoby nazbyt ambarasujące dla proboszcza i bez specjalnego znaczenia. Dodam jeszcze, że w paszporcie dyplomatycznym Stryja z czasu II wojny, podana jest jeszcze inna data: 22 marca 1912 roku. Decydujące jest to, co on sam mówił.
Czy dzień dzisiejszy jest jakoś celebrowany przez Panią?
– Pomodlę się za Stryja, będę o Nim myśleć. Wiem, że grono najbliższych przyjaciół robi to samo. W Krakowie Ksiądz Biskup Profesor Tadeusz Pieronek w intencji Jana Karskiego odprawi mszę.
Czy rodzina Kozielewskich planuje coś na 100-lecie bohatera?
– Tak, powstaje taki plan przygotowywany wspólnie z Towarzystwem Jana Karskiego, w który zaangażowane będą inne instytucje w Polsce i za granicą.