Nie milkną echa przyznania tytułu Dziennikarza Roku 2009 Tomaszowi Lisowi. Według "Super Expressu" Lis został wyróżniony dzięki... zmowie redakcji czasopism, należących do tego samego wydawcy. Bulwarówka chce, by honorowo zrzekł się on tytułu.
Dodaje on, że Tomasz Lis w maju 2009 roku wziął udział w poznańskiej komercyjnej imprezie tego wydawcy, a o zmowie "świadczy niezbicie prawie jednakowa treść uzasadnień wyboru tego właśnie Dziennikarza".
Według "SE" złamano regulamin konkursu, dlatego nagroda Lisowi się nie należy, a "Press", który przyznał tytuł powinien przekazać go następnemu w kolejności dziennikarzowi.
- W tej sytuacji sugeruję skłonienie Pana Tomasza Lisa do honorowego zrzeczenia się nagrody i wręczenie jej Pani Redaktor Ewie Ewart, która zajęła w konkursie zaszczytne drugie miejsce, a przegrała zaledwie jednym punktem. W ten sposób prestiż tytułu zostanie uratowany, a podzielone już i tak środowisko dziennikarskie nie będzie miało powodów do mówienia o publicznej kompromitacji. Łączę wyrazy szacunku - kończy Jastrzębowski.
Na odpowiedź redaktora naczelnego "Press” Andrzeja Skworza nie trzeba było długo czekać.
- Oczywiście, ma prawo redaktor naczelny "Super Expressu” nie lubić Lisa i nie cenić małych, fachowych redakcji. Lecz proponowanie nam, byśmy odebrali nagrodę Tomaszowi Lisowi i wręczyli ją Ewie Ewart jest niezręczną uzurpacją. Wątpię, by obdarowana ucieszyła się z takiego wyróżnienia. Bardziej mi jednak szkoda, że ta znakomita dokumentalistka BBC nie była – zdaniem "Super Expressu” – warta nawet głosu tej redakcji, zanim zwycięzcą został Lis.
"Super Express” nie wziął udziału w głosowaniu, nie dał Ewie Ewart choćby jednego punktu (co natychmiast zmieniłoby wyniki), a teraz wylewa pomyje na zwycięzcę i sugeruje istnienie jakiegoś nowego rodzaju korupcji. Korumpowany jest wynagradzany podwójnie (zaproszenie na konferencje i nominowanie do Dziennikarza Roku), a korumpujący nie ma z tego nic. To absurd - pisze dzisiaj Andrzej Skworz w oświadczeniu przesłanym redakcjom.
Cały list przesłany przez redaktora naczelnego \"Press\" do redakcji Dziennika Wschodniego
Odpowiedź redaktora naczelnego "Press” na list otwarty "Super Expressu”
Autor "Listu otwartego” redaktor Jastrzębowski napisał dzień wcześniej w "Super Expressie” tekst pt. "Jak >>Restauratorzy<< wybrali Tomasza Lisa na Dziennikarza Roku”. Najpierw udowadniał, że Lis jest marnym dziennikarzem, nie potrafi nawet pisać tekstów i łamie dziennikarskie standardy, a następnie z szyderstwem odniósł się do redakcji, które na Lisa głosowały. Bo gdyby jakaś "warszawska >>Polska<<” albo "Rzeczpospolita” oddały głosy na Lisa, to by jeszcze – zdaniem naczelnego warszawskiego "Super Expressu” – uszło. Ale żeby jacyś dziennikarze z prowincji? W dodatku z pisma specjalistycznego? Toż nie godzi się stawiać ich w jednym rzędzie z cenionymi przez redaktora Jastrzębowskiego elitarnymi mediami! Godna pożałowania buta.
Oczywiście, ma prawo redaktor naczelny "Super Expressu” nie lubić Lisa i nie cenić małych, fachowych redakcji. Lecz proponowanie nam, byśmy odebrali nagrodę Tomaszowi Lisowi i wręczyli ją Ewie Ewart jest niezręczną uzurpacją. Wątpię, by obdarowana ucieszyła się z takiego wyróżnienia. Bardziej mi jednak szkoda, że ta znakomita dokumentalistka BBC nie była – zdaniem "Super Expressu” – warta nawet głosu tej redakcji, zanim zwycięzcą został Lis.
"Super Express” nie wziął udziału w głosowaniu, nie dał Ewie Ewart choćby jednego punktu (co natychmiast zmieniłoby wyniki), a teraz wylewa pomyje na zwycięzcę i sugeruje istnienie jakiegoś nowego rodzaju korupcji. Korumpowany jest wynagradzany podwójnie (zaproszenie na konferencje i nominowanie do Dziennikarza Roku), a korumpujący nie ma z tego nic. To absurd.
Absurdem jest też przywoływanie punktu regulaminu o zmowie redakcji. Przy 59 redakcjach nominujących i 41 uzyskanych przez Lisa punktach problem nie leży w jakiejkolwiek zmowie, tylko w rozstrzeleniu się pozostałych kilkuset głosów na ponad setkę nominowanych osób.
Przypominam: Tomasz Lis sam powiedział, że nie czuje, by na tę nagrodę w zeszłym roku jakoś specjalnie zasłużył i poprosił o przekazanie jej na Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy. Lecz dla "Super Expressu” to jeszcze za mało.
Wiem, co by się stało, gdybyśmy zgodzili się na rozwiązanie zaproponowane przez naczelnego tej gazety: dzień później ci dziennikarze, którzy z kolei nie lubią TVN, domagaliby się odebrania nagrody Ewie Ewart, analizując, czyje głosy otrzymała.
To żałosne, ale mamy z tym do czynienia co roku. Takie jest teraz środowisko dziennikarskie.
O nim mówi Tomasz Lis w najnowszym "Press”, krytykując m.in. dziennikarzy "Super Expressu”. I tu leży prawdziwe, drugie dno tej ekspresowej, choć tak spóźnionej troski "SE” o nagrodę Dziennikarza Roku.
Ja sam w styczniowym "Press” zachęcam do dyskusji nad regulaminem konkursu. Bo doprowadzenie do tego, by redakcje brały rzeczywistą odpowiedzialność za swoje nominacje, tylko tej nagrodzie pomoże. I tak naprawdę cieszy mnie, że w miesiąc po jej wręczeniu wzbudza ona jeszcze takie emocje.
Ale przypominam: pamiętajcie o Dziennikarzu Roku raczej w listopadzie i grudniu – gdy możecie o czymś zdecydować, zgłaszając nominacje redakcji.
Krytykowanie po fakcie wyborów, w których samemu nie wzięło się udziału, to brak zrozumienia demokracji.
Andrzej Skworz