Dźwig właśnie szykował się do podniesienia ogromnej głowy Chrystusa Króla. W pobliskim kościele wierni zanosili modły o cud. Cudu nie było. Dźwig okazał się zbyt słaby, a jeden z robotników przypłacił świętą robotę zmiażdżoną nogą.
Chrystus miał wznieść się na wyżyny w ciągu roku. Później było oby do wiosny lub oby do końca roku. I tak przez dziesięć lat. Sam komputerowy projekt z przekrojami, osiami i trójwymiarowymi rysunkami powstawał aż pięć miesięcy. Bo przecież ma to być najwyższy pomnik Chrystusa na świecie.
Wielki piorunochron
Proboszcz Zawadzki kupił pięciohektarowe pole od Agencji Nieruchomości Rolnych. W 2001 r. pojawił się wielki nasyp. Potem przez kilka lat na placu hulał wiatr. W 2007 zmieniono parametry monumentu i technologię. Będzie wykonany w technologii siatkobetonu. Pierwotnie miała to być konstrukcja ze stalowej blachy, ale fachowcy ją oprotestowali. Przyciągałaby wyładowania atmosferyczne, a przy wysokich temperaturach mogłyby puścić spawy. Ma nie być już także kopią tego z Rio, a wzrostu przyda mu korona.
Usztywnić płaszcz
Również rok 2008 w żywocie świebodzińskiego Chrystusa był ciężki. Nie zostały złożone dokumenty ekspertyzy budowlanej. Plany mówiły, że jego wysokość wyniesie 30 m, a powstaje 33-metrowy kolos. Korony nie licząc. Prace przy budowie zostają wstrzymane "z uwagi na wykonywanie ich w sposób mogący spowodować zagrożenie bezpieczeństwa dla ludzi lub mienia bądź zagrożenie środowiska”. Kolejny rok i nowe kłopoty. Nadzór budowlany stwierdza, że część nadziemna wymaga przebudowy. Trzeba usztywnić płaszcz.
Ciężka głowa Chrystusa
Bloki nie są właściwie zespolone, zmienić trzeba ich łączenie z konstrukcję nośną. Wreszcie nadzór budowlany wydaje pozwolenie na kontynuowanie budowy. Ale już w tym roku sprawa legalności budowy trafia do wojewody, bo, zdaniem inspektorów, w projekcie budowlanym zabrakło odgromu. Wątpliwości budzi też linia wysokiego napięcia przechodząca blisko pomnika. Urzędnicy wojewody stwierdzają, że uchybienia w projekcie są, ale nie mają charakteru rażącego...
Jednym z ostatnich akordów miało być zamontowanie na korpusie ramion i głowy. Podczas ostatniego weekendu okazało się, że dźwig ściągnięty do montażu elementów figury, nie poradzi sobie z ciężarem. Nie pomogły trwające w pobliskim kościele modlitwy o cud. Ramiona i ręce Chrystusa Króla ważą ponad 25 ton, a miały być o połowę lżejsze. W dodatku, na placu budowy doszło do nieszczęśliwego wypadku. Ciężki element demontowanego dźwigu miażdży nogę jednego z pracowników.
Coś się sprzysięgło
– Od kiedy tu jesteśmy, mam wrażenie, że coś się przeciw nam sprzysięgło. Najpierw nie chciała przepuścić nas policja, potem zaczął padać deszcz, a teraz wiatr – żali się Stanisław Bandura, specjalista z firmy Żuraw Grohmann. Wokół placu budowy krążą nawet pogłoski, że to sprawka szatana...