Niech żyje przyjaźń amerykańsko-brytyjska! – można zawołać po uroczystości wręczenia po raz 83. nagród Amerykańskiej Akademii Filmowej zwanych Oscarami.
Stosownie do sytuacji, nawet stop z którego odlewane są w Chicago 35-centymetrowe i niemal czterokilogramowe oscarowe figurki nazywa się... "Brittania”.
Tym razem członkowie Akademii poszli znaną drogą honorowania opowieści o bohaterach dysfunkcyjnych, którzy przezwyciężają swe słabości, takich jak Rain Man czy Forrest Gump.
Tak jak te niezapomniane filmy z Dustinem Hoffmanem i Tomem Hanksem przed 22 i 17 laty, dziś "The King's Speech” (tradycyjnie bez sensu spolszczony na... "Jak zostać królem”) sięgnął po te same nagrody za: film, reżyserię, scenariusz i główną rolę męską. Różnica polega jednak na tym, że ten obraz, tamtym nie dorównuje. Podobnie jak Colin Firth w roli króla swoim poprzednikom.
Także cztery Oscary otrzymała "Incepcja” ("Inception”) Christophera Nolana z Roberto De Niro w roli szefa zespołu, który opracowuje rewolucyjna metodę technologicznej ingerencji w ludzką świadomość. Stosownie do tematyki, nagrody uhonorowały (i słusznie) zdjęcia, efekty specjalne, dźwięk i jego montaż.
W pokonanym polu znalazł się "Czarny Łabędź” Darrena Aronofsky'ego z wielką kreacją Natalie Portman w roli neurotycznej baleriny, bezwzględnie zwalczanej przez jej konkurentkę z tego samego zespołu, z którą na dodatek łączy ją patologiczna przyjaźń.
Gdyby film nie miał "królewskiej konkurencji” w postaci obrazu Toma Hoopera o zacinającym się w mowie następcy tronu, zapewne by wygrał. Co mu się słusznie należało.
Faworyzowany był "Social Network” Davida Finchera o tym, jak rodziła się kariera Facebook'a, którego pomysł autorstwa studentów Harvardu, braci Camerona i Tylera Winklevossów miał im "zarąbać” (i o co się procesują) ich kolega z uczelni Mark Zuckerberg, na czym zrobił gigantyczną karierę medialną i finansową.
Oscarami nagrodzone zostały, wartka akcja, muzyk i montaż. I to zdecydowanie wystarczy. Swoje otrzymała także kolejna ekranowa saga bokserska "Fighter”. Oscary za drugoplanowe kreacje męska i kobiecą trafiły do Christiana Bale, co nie było specjalnym zaskoczeniem i do Melissy Leo, co najbardziej zaskoczyło ją samą.
Ta 50-letnia nowojorczanka z East Village, aktorka i feministka nie miała raczej szczęścia do wielkich ról. Po nominacji oscarowej dała płatne ogłoszenia, w których sugerowała Akademii Filmowej... rozważenie jej dokonań w roli matki boksera.
Wydawało się, że ten dotąd nieznany w historii Oscarów "numer” zaowocuje utratą szans. Ale nie! Zadziałał schemat: prosisz – masz! Oczywiście nie tak do końca za nic. Odbierając statuetkę feministycznie rzuciła mięsem używając określenia "ku… wsko łatwo” na określenie tego, co myślała na temat zdobycia kiedyś Oscara przez Kate Winslet. Sama musiała nieźle się napracować. Nie tylko na planie i ekranie.
Wśród marginalnej kategorii filmów nieanglojęzycznych nagrodzono duński "In a better world” w reżyserii Susanne Bier. To ironiczne, niekiedy mroczne i zaskakujące story o relacjach dwóch rodzin. Przegrały: faworyzowany meksykański "Biutiful” Alejandro Gonzaleza Inarritu, kanadyjskie "Pogorzelisko” Denisa Villeneuve'a, grecki "Dogtooth” Giorgosa Lanthimosa i algierski "Outside the Law” Rachida Bouchareba, przez wielu uważany za "czarnego konia” tej stawki. Polska kinematografia tradycyjnie już się nie liczyła.
Totalną klapą zakończył się pomysł prowadzenia gali przez "młodych zdolnych”: Jamesa Franco i Anne Hathaway. Najbardziej znanemu prezenterowi Oscarów (i Ameryki) Billy Crystalowi do pięt nie dorastają. Kiedy więc ów "maestor” pojawił się na scenie w roli gościa-zapowiadacza, sala wstała i zgotowała mu owację. Ten dał zaraz próbkę swych lotów i lekcję "młodzieży”.
-Producenci mówią mi, że robi się tu dłużyzna, więc od razy przechodzimy do nagrody za najlepszy film - powiedział. Sala ryknęła śmiechem... Można sądzić, że za rok na tej scenie rządzić będzie z powrotem Crystal.
Nowojorskie akcenty poza Melissą Leo – były. Pierwszy taki, że za krótkometrażowy film fabularny "God of Love” ("Bóg miłości”) Oscara dostał dopiero co upieczony absolwent New York University Luke Matheny.
Ten obdarzony niesforną i bujną fryzurą, nim podziękował współpracownikom, szczerze zwrócił uwagę, że powinien się ostrzyc, jak mu wielu sugerowało, bo tak się nie wypada pokazywać. Niestety, mieli rację, ale on się naprawdę tego Oscara nie spodziewał. Kokiet?
Drugim akcentem był finał ceremonii w wykonaniu... chóru Szkoły Publicznej Nr 22 z nowojorskiej dzielnicy-wyspy Staten Island. Piątoklasiści pod dyrekcja Grega Breinberga rzucili na kolana publikę Kodak Theatre swoją interpretacją słynnego hitu "Over the Rainbow” ("Ponad tęczą). Była wśród nich córka mego mechanika samochodowego. Gratuluję Aleks! Rośnie ci gwiazda!
Zwycięzcy 83. rozdania Oscarów:
Najlepszy film "Jak zostać królem”
Najlepszy reżyser Tom Hooper ("Jak zostać królem”)
Najlepszy aktor pierwszoplanowy Colin Firth ("Jak zostać królem”)
Najlepsza aktorka pierwszoplanowa Natalie Portman ("Czarny Łabędź”)
Najlepszy aktor drugoplanowy Christian Bale ("The Fighter”)
Najlepsza aktorka drugoplanowa Mellissa Leo ("The Fighter”)
Najlepszy scenariusz oryginalny Kevin Seidler ("Jak zostać królem”)
Najlepszy scenariusz adaptowany Aaron Sorkin ("Social Network”)
Najlepsza scenografia "Alicja w Krainie Czarów”
Najlepsze zdjęcia "Incepcja”
Najlepsze efekty specjalne "Incepcja”
Najlepsza muzyka "Social Network”
Najlepszy montaż "Social Network”
Najlepszy dźwięk "Incepcja”
Najlepszy montaż dźwięku "Incepcja”
Najlepszy film obcojęzyczny "In a better world”
Najlepszy film krótkometrażowy "God of love”
Najlepszy film dokumentalny "Inside job”
Najlepszy krótki film dokumentalny "Strangers no more”
Najlepszy film animowany "Toy Story 3”
Najlepszy animowany film krótkometrażowy "The lost thing”
Najlepsza piosenka "We belong together” ("Toy Story 3”)
Najlepsza charakteryzacja "Wilkołak”.