Gdyby medal dla Jana Karskiego odbierał Elie Wiesel, reakcja na gafę Baracka Obamy byłaby natychmiastowa – komentują amerykańscy przyjaciele polskiego bohatera.
Jak wiadomo, uzasadniając swą decyzję, powiedział m.in., że Jan Karski został przeszmuglowany w przebraniu do "polskiego obozu śmierci”, aby zobaczyć na własne oczy zagładę Żydów.
Wszystko wskazuje na to, że czytał wypowiadany tekst z telepromptera. Wcześniej ktoś musiał owe sformułowanie napisać, a ktoś przeczytać i zaakceptować.
Rodzi się pytanie, dlaczego ów tekst nie został skonsultowany z nikim ze strony polskiej zaangażowanej w imprezę lub dlaczego nie miała ona żadnego wpływu na to, co prezydent powie o Janie Karskim.
Bardzo ważne jest też pytanie o reakcję odbierającego medal Adama Daniela Rotfelda na słowa prezydenta. A właściwie brak reakcji. W Polsce nie brak opinii, że powinien on natychmiast sprostować fragment o "polskich obozach śmierci” i dopiero potem odznaczenie przyjąć.
– Zadziałał tu klasyczny L'esprit de l'escalier czyli "Duch schodów”. Sytuacja, kiedy podczas sytuacji oficjalnej pozostaje się milczącym, a myśl o właściwej reakcji dopada tego, co nie reagował dopiero na... schodach wyjściowych – mówi znany polski dyplomata i ambasador.
Z kolei wśród amerykańskich przyjaciół Jana Karskiego dominuje przekonanie, że gdyby medal przyjmował jego przyjaciel Elie Wiesel, o co zwracał się m.in. Aleksander Kwaśniewski, reakcja noblisty i największego w świecie autorytetu pamięci Holocaustu byłaby zdecydowana. Skandalu by nie było.
Dlaczego Elie Wiesel medalu nie odbierał? Zapewne kiedyś się dowiemy. Efekty walki, aby to nie był on, być może właśnie obserwujemy.