Rozpylanie gazu, niszczenie mienia i wzajemne groźby – tak wygląda bezpardonowa walka właścicieli konkurencyjnych salonów kosmetycznych w Bogatyni. Jak to się stało, że dwoje ludzi, którzy mieli wspólnie prowadzić salon piękności, stało się największymi wrogami?
Bogatynia to małe miasto w południowo–zachodniej Polsce. - Usłyszałam, że ktoś po cichu otwiera drzwi, do salonu wszedł mężczyzna w kapturze. Zaczął czymś psikać. Powiedział: „Jeżeli nie zamkniecie tego burdelu, to go spalę”. Strasznie piekło mnie w klatce piersiowej. Całe usta miałam sine – mówi Dorota Arnista, która z mężem Adamem prowadzą salon kosmetyczny w Bogatyni. Oboje twierdzą, że był to atak konkurencyjnego salonu kosmetycznego. Jego właścicielką jest pani Edyta, z którą w czasie separacji z żoną, związany był pan Adam.
- Przypadkiem dowiedziałam się, że są parą. Potem usłyszałam, że mają razem otwierać zakład kosmetyczny – przyznaje Dorota Arnista.
Nowy gabinet nie powstał. Drogi pana Adama i pani Edyty wkrótce się rozeszły. - Któregoś razu na biurku znalazłem jej [pani Edyty – red.] telefon. Zobaczyłem SMS-y i dowiedziałem się, co pisze ze swoimi koleżankami i kolegami, czy partnerami – mówi Arnista.
Pan Adam po rozstaniu z panią Edytą wrócił do żony. Wtedy miały zacząć się ataki na jego zakład. - Mąż tą panią porzucił, wrócił do mnie i teraz ona się mści – uważa Dorota Arnista.
W styczniu jedna z pracownic salonu powiedziała pani Dorocie, że ktoś w sieci wyzywa jej męża. - Przeczytałam wyzwiska pod adresem męża, było napisane też, że prowadzę burdel, że podglądam klientki. Autorem tych wpisów był pan Michał Karaś, partner pani Edyty – wskazuje pani Dorota.
Przez ostatnie kilka miesięcy kamery wielokrotnie nagrały nieznanych sprawców niszczących wejście do zakładu pani Doroty i pana Adama. Mężczyzna jest przekonany, że za tymi atakami stoi jego była partnerka.
Drugi salon
Zaledwie 600 metrów od salonu kosmetycznego pana Adama znajduje się zakład prowadzony przez panią Edytę. Kobieta zaprzecza wszystkim oskarżeniom. Twierdzi, że to ona odeszła od pana Adama, a on zaczął ją nękać i utrudniać funkcjonowanie jej zakładu.
- Poznaliśmy się na dyskotece. Pan Arnista powiedział, że jest w trakcie rozwodu. Uwierzyłam mu. Byliśmy ze sobą niecały rok. Któregoś razu stwierdził, że chce mi pomóc. Że nie chce, żebym tyle pracowała, że znajdzie większe pomieszczenie, że będę kosmetyczką i będziemy razem żyć – mówi Edyta Zawada i dodaje: Po jakimś czasie pan Arnista stwierdził, że jednak nie jest w trakcie rozwodu i nie będzie rozwodził się z żoną. Nie chciałam żyć w trójkącie. Kiedy powiedziałem, że odchodzę zaczął się koszmar mojego życia. Włamywał mi się do domu, zostawiał kartki, na których było napisane: „Gdzie jesteś? Kocham cię. Adam”. Przywoził mi kwiaty, zostawiał na wycieraczce, w nocy walił do drzwi.
O tym, że pan Adam nie mógł zaakceptować rozstania z byłą partnerką, przekonana jest również 17-letnia córka pani Edyty.
- Wychodząc wieczorem z psem bardzo często widzę jak obserwuje, jeździ dookoła naszego domu. Czasami stoi na parkingu przed blokiem. Boję się, że może coś nam zrobić. Była taka sytuacja, że w nocy Adam przyszedł do nas do domu i siedział u nas pół nocy przed drzwiami i prosił mamę, żeby wyszła z nim porozmawiać – mówi Nikola Denysiewicz.
- Potrafi tutaj 10-15 razy dziennie przejeżdżać, obserwować, stawać, zaczepiać ludzi. Mówi klientom, żeby nie przychodzili do mnie na solarium, tylko mają przychodzić do niego – dodaje pani Edyta.
Kobieta przywołuje też wydarzenie z listopada ubiegłego roku. - W listopadzie przecięto mi kable zasilające zakład.
Kobieta ma też nagrania, w, których słychać groźby.
„Powiedz tej Edycie, ku… niech ona się ode mnie odje… i mojej rodziny. Nie to, że ja jestem babobijcą, ale kiedyś tak będę zdesperowany, że i jego zaje…, i ją zaje…”, słyszymy. Te słowa zdaniem pani Edyty wypowiada pan Adam.
Mediacje
Na nasze pytania zgodził się odpowiedzieć obecny partner pani Edyty. Według pana Adama i jego żony to on miał stać za atakami na ich zakład kosmetyczny. Ma być również autorem obraźliwych wiadomości w internecie i pogróżek.
- To ja to napisałem i wiele innych komentarzy na niego. To był plan, który sobie obmyśliłem po tym, jak poznałem panią Edytę i usłyszałem całą historię. Moim planem było odwrócić uwagę od dziewczyn, od mojej kobiety. Tak, żeby mogły normalnie pracować. Żeby on skupił się na mnie – mówi Michał Karapuda
Partner pani Edyty przekonuje, że to nie on rozpylał gaz w konkurencyjnym salonie. - To nie byłem ja. Nie mam pojęcia, kto to zrobił.
Obie strony konfliktu twierdzą, że od miesięcy składają zawiadomienia na policji i skarżą się na bezczynność funkcjonariuszy w Bogatyni. Rzeczniczka komendy powiatowej w Zgorzelcu tłumaczy, że policjanci wciąż ustalają okoliczności całej sprawy.
Chcieliśmy doprowadzić do spotkania pana Adama i pani Edyty. Złożyliśmy taką propozycję obu stronom konfliktu. - Po tym wszystkim, co nas spotkało nie mamy, o czym rozmawiać. W oczy powie mi, co innego, a potem będzie dalej to robiła - uważa Adam Arnista.
- Na tę chwilę nie jestem w stanie rozmawiać z tym człowiekiem przez to, że wyrządził mi krzywdę nie będę z nim rozmawiać. Na samą myśl o nim już się trzęsę – mówi pani Edyta.
Czy jest jednak szansa, aby obie strony doszły w końcu do porozumienia? Zapytaliśmy specjalistę od rozwiązywania konfliktów. - To typowe konflikty małych miasteczek. Urażone miłości i ambicje, tam w grę wchodzi też prywatny interes. Małe miasteczka rządzą się swoimi prawami, ludzie żyją w małym kręgu. Ludzie rozwiązując problem musieliby być szlachetni, a na to ich nie stać. Musiałoby połączyć ich coś tragicznego. Przydałby się mediator - uważa Andrzej Komorowski, psycholog, terapeuta.