W Hiszpanii jest obecnie ponad 56 tys. osób zakażonych koronawirusem. Pochodząca z Lublina Luiza Berek od ponad 15 lat mieszka w Madrycie. Dziś, przerażona sytuacją, apeluje do Polaków by zostali w domu.
Luiza Berek: – 1 marca, kiedy w całym kraju było 58 przypadków zakażenia, wszyscy to bagatelizowali. Ludzie wychodzili z domów, dzieci chodziły do szkoły. 4 dni później zmarły 2 osoby, a zarażonych było 200. W Madrycie z okazji Dnia Kobiet (8 marca) odbył się Marsz Równości, w którym wzięło udział 12 tys. osób. Następnego dnia w samej stolicy odnotowano 600 przypadków zakażenia. Władze podjęły decyzję o zamknięciu szkół, a ludzie rzucili się na sklepy, by zrobić zapasy jedzenia.
12 marca odnotowano już 1400 przypadków, a następnego dnia liczba ta wzrosła prawie 5-ciokrotnie i od tamtej pory zaczęła drastycznie rosnąć. Dziś jest w Hiszpanii ponad 47 tys. zdiagnozowanych, a w samym Madrycie prawie 14,5 tys. Rząd informuje obywateli, że przypadków będzie coraz więcej.
– Szpitale są przepełnione. Brakuje zarówno personelu, jak i sprzętu: respiratorów czy masek. Wojsko od dwóch dni sprawdza też domy starców i mieszkania osób, które widnieją w ewidencji jako mieszkający samotnie. Cały czas znajdują zwłoki, które już od jakiegoś czasu leżały w tych domach – nakreśla sytuację mieszkanka Madrytu.
W 48 godzin na terenie targów IFEMA w Madrycie skonstruowano szpital polowy, który może pomieścić 5 500 pacjentów.
Problemem jest też brak miejsc w domach pogrzebowych i kostnicach, dlatego tymczasową kostnicę stanowi teren ogromnego lodowiska w centrum handlowym Palacio de Hielow Madrycie.
– Nie ma miejsc. Nie ma worków. Nie ma sprzętu. Od dwóch dni zwłoki zwożone są na lodowisko. Położono na lód specjalny, syntetyczny materiał, aby ciała nie miały z nim bezpośredniej styczności. Zwłoki leżą tam, dopóki zajmą się nimi pracownicy domów pogrzebowych czy służb komunalnych – mówi Luiza Berek.
Rodzina nie ma możliwości kontaktu z chorymi przed śmiercią. Nie może urządzić pogrzebu ani żadnego pożegnania.
Hiszpanie to naród niezwykle rozrywkowy, prowadzący barwne życie społeczne. Na ten moment, zwykle kolorowe i przepełnione ulice zamarły. Jedynie wieczorami z balkonów słychać zlewający się w jedno głos narodu, nucącego pieśni ku pokrzepieniu serc.
– Można wyjść z domu w jego pobliże, ale tylko ze zwierzętami domowymi. W sklepie trzeba robić wyłącznie duże zakupy. Jest zakaz kupowania jednej bułki czy paczki papierosów. Wcześniej ludzie wychodzili do sklepu, żeby się przejść. Teraz wszystko kontroluje wojsko. Sprawdzają dokumenty tożsamości. Pilnują, żeby osoby zameldowane pod tym samym adresem nie robiły zakupów zbyt często – opowiada Berek.
Zobacz także: Centrum wystawowe w Madrycie przekształcone w szpital polowy
Wideo: RUTPLY / x-news