Lech Wałęsa został zaproszony przez protestujących na Wall Street. Okazuje się, że były prezydent Polski poleci do Nowego Jorku.
To musi być odpowiednio i mądrze przygotowane. Dobrze zorganizowane. Ktoś się musi tym zająć. Rozważamy warianty.
Czy jednym z nich jest potężna centrala związkowa AFL-CIO, z którą i jej legendarnym liderem Lane Kirklandem łączyły Pan bliskie związki jeszcze z czasów powstawania Solidarności? Następca Kirklanda, Polak z pochodzenia Richard Trumka już na Wall Street był i zagrzewał do wytrwania protestujących...
Oczywiście AFL-CIO i Kirkland nigdy nie będą zapomniani za to, co robili dla Solidarności. Jak powiedziałem, zastanawiamy się, jak to najlepiej przygotować. Oni są na pewno poważną opcją by w tym pomóc.
Słyszał Pan, że wśród ważnych postaci protestu na Wall Street jest młody człowiek polskiego pochodzenia, który urodził się, kiedy Pan był internowany, a na pańską cześć otrzymał imię Lech?
Nie. Ale chętnie go poznam.
Pańska reakcja na list z Wall Street, pisany przez zwykłych ludzi, może się wydawać ponadstandardowa. Nie sądzi Pan?
Zwykli ludzie wyrażają prawdę o ogólnych sprawach. Należy im się szacunek i poważne traktowanie. Jeżeli oni, tam na Wall Street, pomyśleli, że mogę coś wnieść, to ja jestem gotowy.