Konserwanty, przeciwutleniacze, emulgatory, wzmacniacze smaku. Rocznie każdy Polak zjada ponad 2 kg różnych dodatków do żywności. – W ciągu jednego dnia można przyswoić nawet 85 różnych E – alarmuje NIK
Kontrola Najwyższej Izby Kontroli objęła okres dwóch lat – od 2016 do początku 2018. Wnioski nie są optymistyczne.
– Produkty spożywcze nafaszerowane są chemią. Brakuje właściwego nadzoru nad ich stosowaniem – stwierdziła NIK.
Problem w tym, że inspekcje (handlowe, sanitarne) nie badają każdorazowo wszystkich dodatków znajdujących się w produktach. Nie weryfikują dokładnie, czy to co napisane jest na opakowaniu zgadza się z tym, co jest w środku.
– Sprawdza się jedynie limity danego „E” w jednym konkretnym produkcie, nie biorąc pod uwagę ich kumulacji w codziennej diecie i jak to może wpływać na zdrowie – wytykają inspektorzy.
Czy wiemy co jemy?
Ok. 70 proc. naszej diety to żywność przetworzona, zawierająca substancje dodatkowe. Dodaje się je po to, aby zapobiec zmianom smaku, barwy, zapachu, wydłużyć okres trwałości, zwiększyć atrakcyjność jedzenia, umożliwić tworzenie produktów typu „light”, czy też zwiększyć efektywność procesu produkcyjnego.
Aktualnie dopuszczonych do stosowania w żywności jest ponad 330 dodatków, które w produktach spożywczych mogą pełnić 27 różnych funkcji. To m.in. konserwanty, barwniki, wzmacniacze smaku, przeciwutleniacze, emulgatory, stabilizatory. Zawiera je coraz więcej produktów.
Na stosowanie substancji dodatkowych na tak dużą skalę pozwala obecnie obowiązujące prawo polskie i Unii Europejskiej. Jest ono w tym zakresie bardzo liberalne. Dodatków nie wolno stosować tylko do takich produktów jak: żywność nieprzetworzona, miód, masło, mleko pasteryzowane i sterylizowane, naturalna woda mineralna, kawa, herbata liściasta.
Jedno zdrowe. A wiele?
Zarówno producenci żywności, jak i instytucje kontrolujące ich działalność oraz instytuty naukowe, zgodnie twierdzą, że dodatki do żywności nie stanowią zagrożenia dla zdrowia.
Jednak NIK zwraca uwagę, że przepisy w żaden sposób nie odnoszą się one do ryzyka wynikającego z obecności w środkach spożywczych więcej niż jednego dodatku, czy ich kumulacji z różnych źródeł.
Obecnie trwa ponowna ocena przez EFSA wszystkich substancji dopuszczonych do żywności przed 2009 r. Weryfikacja ma się zakończyć do końca 2020 r. Z listy dodatków już usunięto barwnik E 128, używany do nadawania koloru mięsu. Ograniczono także stosowanie trzech innych barwników: E 104, E 110 i E 124, dla których obniżono dzienne spożycie. Ponadto wycofano dopuszczenie barwników do niektórych produktów, np.: do pieczywa cukierniczego i wyrobów ciastkarskich, lodów czy przekąsek typu snack.
Prowadzone przez inspekcje (Inspekcje Sanitarne, Inspekcję Handlową i Inspektorat Jakości Handlowej Artykułów Rolno - Spożywczych) badania laboratoryjne próbek żywności ograniczały się do wybranych substancji dodatkowych, głównie z grupy konserwantów i barwników i barwników.
Żadna z inspekcji nie analizowała zawartości wszystkich dodatków obecnych w danej próbce żywności. Zwykle analizowano tylko jedną substancję dodatkową w danym produkcie. Inne obecne w nim dodatki w ogóle nie były weryfikowane.
Pięć dodatków w jednym produkcie
Na wniosek NIK przeanalizowano 501 powszechnie dostępnych wyrobów. Jedynie w 54 produktach (11 proc.), w składzie prezentowanym na etykietach, nie było substancji dodatkowych. W pozostałych 447 producenci zadeklarowali użycie 132 substancji dodatkowych ponad 2 tys. razy. Statystycznie więc na każdy produkt przypadało pięć dodatków do żywności. W niektórych produktach la liczba dodatków była znacznie wyższa. Sałatka warzywna ze śledziem i groszkiem zawierała ich 12, a kiełbasa śląska - 19.
Jak wyliczyli inspektorzy NIK, statystyczny Polak gotujący obiad w domu zjada dziennie 85 różnych substancji dodatkowych.
Dzieci nafaszerowane chemią
Najbardziej narażone na przekroczenie dziennego spożycia dodatków są dzieci - głównie w wieku do 10 lat. Najwięcej jest ich bowiem w produktach, które dzieci lubią najbardziej: ciastach, napojach, lodach, parówkach.
U dzieci w wieku 4-10 lat przyswojenie z dietą kwasu sorbowego i sorbinianów wynosiło aż 291 proc. akceptowanego dziennego spożycia. Spożycie azotynów, obecnych m.in. w wędlinach, parówkach, peklowanym mięsie, u najmłodszych dzieci wynosiło ponad 160 proc. dopuszczalnego limitu, a u 5 proc. dzieci w wieku 1-3 lat kształtowało się na poziomie aż 562 proc.
Alergie i nowotwory
Tymczasem jest coraz więcej dowodów, które wskazują na szkodliwość niektórych dodatków do żywności. Wśród dodatków, które mogą wywoływać alergie są barwniki spożywcze, szczególnie syntetyczne (m.in. E 123, E 110, E 122) oraz konserwanty z grupy siarczynów.
Niektóre barwniki (E120 koszenila, E124 czerwień koszenilowa i E 129 czerwień Allura), mogą powodować groźny dla życia wstrząs anafilaktyczny. Barwniki te są często używane w wędlinach, napojach, sałatkach. Są one szczególnie niebezpieczne dla dzieci oraz osób uczulonych na salicylany.
Jako dodatki o wysokim potencjale pronowotworowym wymieniono konserwanty: kwas benzoesowy (E 210) i jego pochodne oraz azotyny i azotany (E 249, E 250, E 251, E 252). Także Europejski Urząd ds. Bezpieczeństwa Żywności (EFSA) potwierdził niektóre dowody na związek azotynów w diecie z nowotworami żołądka i jelita grubego.
Narażeni jesteśmy też na rakotwórcze N-nitrozoaminy, które powstają m.in. podczas termicznej obróbki żywności zawierającej te substancje, czyli np. podczas podgrzewania kiełbas.
Producenta nikt nie ogranicza
W analizowanych przez NIK 501 produktach azotyn sodu (E 250) występował w składach aż 130 produktów, barwniki w 53 produktach, a kwas benzoesowy i jego pochodne - w 36.
Częste używanie kwasu askorbinowego E 300 może przyczyniać się do powstania nadkwasoty, tworzenia kamieni nerkowych, a w wyniku jego reakcji z benzoesanem sodu E 211 uwalnia się rakotwórczy benzen. Tymczasem E 300 znaleziono w prawie co piątym badanym produkcie!
Inspekcja Sanitarna nie kwestionowała zasadności użycia w jednym produkcie nawet kilkunastu różnych dodatków. Główny Inspektor Sanitarny twierdził, że procesy produkcji żywności są sprawą producenta. W efekcie w badanych parówkach zastosowano aż cztery stabilizatory i aż trzy substancje konserwujące!
Skąd mamy wiedzieć?
Sposobem na ograniczenie spożycia dodatków mogłoby być czytanie etykiet i rezygnacja z tych produktów, które zawierają ich dużo. Nie jest to jednak takie proste. Powodów jest kilka.
• Część producentów zamiast oczywistych oznaczeń „E z numerem”, używa drugiej dozwolonej formy, czyli nazwy substancji i jej funkcji technologicznej np. kwas cytrynowy - regulator kwasowości.
• Brak informacji o ilości zastosowanego w danym produkcie dodatku i jej dopuszczalnym limicie.Oprac. am
Jak robią to inni
Używanie dodatków w produktach spożywczych ogranicza Dania, która wprowadziła bardziej restrykcyjne przepisy od tych obowiązujących w UE. W produktach mięsnych dopuszczalny poziom azotynów wynosi tam 60 mg/kg (w Polsce to 100 mg/kg). Zaś w przypadku tradycyjnych duńskich pulpetów i pasztetu dodawanie tych substancji jest całkowicie zabronione.