Mężczyzna, który uprowadził samolot ze 104 osobami na pokładzie tłumaczył później policjantom, że objawił mu się Bóg. 44-letni Jose Flores utrzymuje, że został zmuszony do porwania przez "Ojca i Syna i Ducha Świętego" - informuje serwis TVN24.
Porywacz domagał się rozmowy z prezydentem Meksyku Felipe Calderonem. Na pokładzie samolotu znajdowało się 104 pasażerów.
Piloci poinformowali wieżę kontrolną o porwaniu. Na płycie lotniska w Meksyku na samolot czekały już policyjne ciężarówki. Policjanci wynegocjowali z porywaczem wypuszczenie większości pasażerów. Wtedy do środka wtargnęły siły bezpieczeństwa.
Okazało się, że porywacz jest religijnym fanatykiem. Działał sam, chociaż twierdzi, że pomagały mu trzy osoby boskie. 44-letni Jose Flores miał objawienie,w którym siły boskie ostrzegły przed zbliżającym się nieuchronnie trzęsieniem ziemi. Porwał samolot, aby powiadomić prezydenta Meksyku.
Porywacz nie był nawet uzbrojony. Miał przy sobie tylko puszkę po soku, która udawała bombę.